~ Lily
Tak bardzo cieszyłam się, że nie stało mu się nic bardziej poważniejszego. Choć uraz głowy nie wyglądał za ciekawie, to wiedziałam, że z tego wyjdzie. Był bardzo silny emocjonalnie, fizycznie, nie panikował.
Mimo tego, że nic mu się nie stało poważnego, mam wyrzuty sumienia, że pozwoliłam na to, by cokolwiek mu się stało. Kiedy szliśmy tak za rękę do samochodu, czułam uścisk w żołądku. Czyżby motylki? Jedynie czego mi teraz brakowało, to zadłużenie się w tym chłopaku na poważnie....
Spoglądałam na niego kątem oka z uśmiechem. Niestety, on miał kamienną twarz, wzrok niczym mordercy. Na pewno tak tego nie zostawi i pokaże Vinniemu, kto tu rządzi. Swoją drogą należy mu się.
Justin nie był zbytnio opanowanym chłopakiem. Stwierdzam to po akcji, gdy paru ludzi prawie wpadło mu pod koła. Wydaję mi się, że nigdy nie pozwoliłby na to, by jemu bliskiemu coś się stało. Jest dość zawzięty, jeśli chodzi o rozwiązywanie problemów. Ten chłopak jest tak tajemniczy, że chcę go poznawać coraz bardziej.
Podałam Justinowi kluczyki od samochodu, ponieważ o nie poprosił. On natychmiast je otworzył. Kiedy chciał usiąść już na miejsce pasażera, ja mu przerwałam.
- Może jednak ja poprowadzę? - przygryzłam wargę. Chłopak uniósł brew do góry.
- Umiesz prowadzić?
- Tak.
- No nie wiem...
- Justin.. - złapałam go za ramię. - Masz rozbitą głowę, widać po tobie, że nie czujesz się zbyt dobrze. Proszę, daj mi poprowadzić. - spojrzałam na niego. Wahał się, lecz po paru sekundach się zgodził.
- No dobrze. - dał mi kluczyki i udał się na stronę pasażera. Uśmiechnęłam się i weszłam do samochodu.
Justin już siedział przypięty pasami. Swoją głowę delikatnie położył na zagłówku i przymknął oczy.
- Nie śpij. Zaraz będziemy w szpitalu i cię opatrzą. Musisz być przytomny. - położyłam mu rękę na kolanie i lekko przejechałam po nim dłonią.
- Ciii. - zaczął coś markotać. Cóż, jeżeli chcę, to niech mu będzie.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce, a audi natychmiast zapaliło. Zapięłam pasy i wyjechałam z parkingu na drogę.
Co jakiś czas spoglądałam na Justina. Oczy miał nadal przymknięte, nic nie mówił. Wyglądał wtedy tak.... seksownie? Zdecydowanie tak, pomimo, że jego czoło było delikatnie ubrudzone od krwi. Grzywkę miał postawioną do góry, niektóre włosy spadały mu na czoło. Jego czerwone i pełne usta były delikatnie rozchylone, tak jakby błagały o pocałunek. Uśmiechnęłam się pod nosem, a za chwilę poczułam, jak robi mi się powoli gorąco. Otworzyłam lekko okno, a nocny chłód natychmiast mnie ochłodził. Poczułam ciarki.
Otrząsnęłam się i skręciłam w lewo w kierunku szpitalu. Jeszcze trochę i będziemy na miejscu.
Kiedy zaparkowałam pod szpitalem, poklepałam delikatnie Justina po policzku.
- Wstawaj, jesteśmy na miejscu. - odpięłam pas. Justin powoli otworzył oczy. Był chyba lekko zdezorientowany, w końcu jego mina tak na to wskazywała. Przetarł rękoma oczy.
- Gdzie jesteśmy? - spojrzał na mnie.
- Pod szpitalem. Lekarze muszą opatrzyć twoją ranę na głowie.
- Nie trzeb.. - przerwałam mu. - Trzeba. - spoważniałam. - I nawet nie próbuj protestować. - przybliżyłam swoją twarz do jego. - Bo się pogniewamy.
~ Justin
- Bo się pogniewamy. - powiedziała Lily. Momentalnie poczułem jej oddech na swojej twarzy. Położyłem dłoń na jej policzku i przejechałem po nim kciukiem. Potrzebowałem tego? Spojrzałem jej w oczy. - Czy to jest groźba? - przeniosłem swój wzrok na jej usta. - Bo brzmi to tak, jakbyś mi groziła. - kciuk skierowałem na jej usta. Natychmiast przejechałem po jej dolnej wardze. Wiedziałem, że w tym momencie robi się jej gorąco, z resztą mi też.
- Tak. - spojrzała w moje oczy. - Idziemy.. - przymknęła swoje oczy, delikatnie przechylając swoją głowę, pozwalając, by mój kciuk przejechał dalej po jej wardze. Otworzyła oczy. - Chyba, że chcesz bym przez resztę wyjazdu się do ciebie nie odezwała. - przygryzła wargę. - To jak? - uległem. Za każdym razem gdy przygryzała wargę, mój zmysł nagle wariował.
- Zgoda. - uśmiechnąłem się. Lily odwzajemniła uśmiech. Odsunęła się i wyszła z samochodu. Odpiąłem pasy i zrobiłem to samo co Lily.
- Tssss.. - przygryzłem zębami dolną wargę na ból. Pielęgniarka przemywała moją ranę wodą utlenioną. Lily została na korytarzu oznajmiając, że poczeka.
- Długo to jeszcze pani zajmie? - zapytałem, gdy pielęgniarka zmieniała wacik.
- Za chwilę przyjdzie pan doktor i dokładnie opatrzy pana ranę. Moim zdaniem rana jest do szycia. - odwróciła się do mnie i nalała trochę wody na wacik. Przybliżyła swoją twarz do mojej rany tak, że mój wzrok natychmiast powędrował w jej dekolt. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc ten widok. - Ale proszę się nie martwić, to nic poważnego. - dodała po chwili. Widok piersi pielęgniarki spowodował, że natychmiast zapomniałem o bólu, jednak zacisnąłem pięść z myślą o Vinnim. Pieprzony dupek, nie ujdzie mu to na sucho. Na pewno spotkamy się jeszcze przed wyjazdem z Los Angeles, a wtedy wyrównamy nasze rachunki i zobaczymy, kogo na co stać.
Ciekaw jestem, jak on i Lily się poznali. Pewno zgrywał przed nią miłego i uczciwego chłopca, któremu można zaufać. Przecież Lily nie jest taka głupia, by związać się z tyranem. Musiał ją jakoś pobajerować, tylko dlaczego od niego nie odeszła, gdy dowiedziała się, jaki jest naprawdę? Tego pewno się nigdy od niej nie dowiem. Ona nie była osobą, która lubiła mówić o swoim życiu. Nawet nie wiem, jakie nosi nazwisko, a swojego imienia nie chciała mi zdradzić.
Gorzej jednak, jak wpakuję mnie w jakieś bagno lub chcę mnie po prostu wykorzystać, a pewnego dnia obudzę się sam w hotelu, gdzie zastanę kartkę z napisem Żegnaj Justin. W głębi serca jednak mam nadzieję, że nie jest taką suką, by to zrobiła, jednak do końca jej nie znam.
Nie tylko czarny scenariusz związany z Lily mnie dręczył. Nie ma mnie już w domu od 18 godzin, nie dałem żadnego znaku życia ani nie napisałem, gdzie jadę. Z resztą sam nie wiem, gdzie się udam. To podróż w ciemno, w nieznane. Nie planowałem żadnego dnia, gdzie pojadę, gdzie będę nocował, co będę jadł. Zdaję się tylko na pomysł związany ze znakiem drogowym, informującym o danym mieście.
Ryan mi jeszcze nie odpisał. Z pewnością jest na jakiejś imprezie lub ma wyciszony telefon. Liczę, że z samego rana odpiszę mi SMS-a.
Z mojego myślenia wyrwał mnie doktor wchodzący do sali. Zmierzyłem go od góry do dołu, licząc na dobrą diagnozę.
~ Lily
Wpatrywałam się w ścianę na przeciwko mnie. Nerwowo czekałam na Justina. Chciałam już się znaleźć w hotelu, wziąć prysznic i położyć się spać licząc na to, że wyjedziemy stąd z samego ranka. Nie chciałam spotkać znowu Vinniego. Bałam się go, on był nieobliczalny. Byłam tylko jego zabawką, do załatwiania jego spraw. Chciałam odejść wiele razy, ale za każdym razem gdy próbowałam, dostawałam po twarzy.
Musiałam robić rzeczy, których nienawidzę. Teraz wstydzę się tego i za każdym razem kiedy zamykam oczy czuję niesamowitą złość do siebie samej, za to, że pozwoliłam sobie na to wszystko.
Przez Vinniego rodzice wyrzucili mnie z domu, a ja zostałam na bruku z walizką i drobnymi pieniędzmi. Jakiś czas mieszkałam u swojej przyjaciółki, w miarę wyszłam na prostą. Chodziłam do szkoły i poprawiałam swoje oceny, nawet podjęłam pracę. Miałam z tego grosze, lecz dobre i to, by pomóc przyjaciółce w utrzymaniu domu. Wszystko wyglądało na poukładane, do czasu, gdy Vinny kolejny raz kazał mi zarobić dla niego.. tyłkiem.. Moja przyjaciółka mówiła mi, bym z tym skończyła, uciekła stąd, jednak Vinny nie dawał za wygraną. Pchnął mnie tak mocno, że uderzyłam głową w ścianę i wylądowałam w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu, mówiąc lekarzowi, że spadłam z łóżka. Za każdym razem musiałam kłamać każdego w żywe oczy, który pytał co mi się stało, gdy miałam siniaka na swojej twarzy.
Zostałam zmuszana do handlowania narkotykami, kradzieży oraz prostytucji. Tak bardzo chciałabym nie żyć przez miesiąc i wstać, zapominając o wszystkim i zacząć wszystko od nowa.
Teraz, gdy spotkałam Justina na swojej drodze, jestem wdzięczna losowi. On pomaga mi się trochę oderwać od rzeczywistości, mimo tego, że nie zna mojej przeszłości. Kiedyś będę musiała mu o tym wszystkim powiedzieć, lecz nie teraz. Nie mogę pozwolić sobie na to, by patrzył na mnie krzywym okiem, skoro dopiero zaczęliśmy naszą podróż. Cholernie się wstydzę, tego co robiłam, lecz musiałam to robić, bo od tego zależało moje życie.
Nagle na mojej twarzy zagościł uśmiech. Wstałam i wpatrywałam się w szatyna, który właśnie teraz szedł korytarzem do mnie.
- I jak, co powiedział lekarz?
- Jest okej. Parę szwów, ale wszystko będzie dobrze. - uśmiechnął się do mnie.
- Och Justin.. - podeszłam i przytuliłam się do niego, a chłopak natychmiast otulił mnie swoimi ramionami. - Cieszę się, że nic ci nie jest.
- Nie wracajmy do tego. - spojrzał na mnie. Złapał mnie za obie dłonie. Próbował zaczarować mnie swoimi pięknymi, czekoladowymi oczami. Udawało mu się to, ponieważ powoli wpadałam w trans. - Teraz ty mi coś obiecaj. - zaczął.
- Co takiego?
- Że nie opuścimy siebie i będziemy ze sobą szczerzy w każdych okolicznościach. - zabrzmiało to tak, jakby domagał się prawdy o moim życiu. Poczułam uścisk w żołądku, także dlatego spuściłam wzrok. Tak bardzo chciałabym mu to teraz wszystko powiedzieć, lecz po dzisiejszym zdarzeniu nie byłoby to najlepsze.
- Co jest? - zapytał. Pewno zorientował się, że jest coś nie tak. Podniosłam głowę do góry, móc ponownie spojrzeć w jego oczy.
- Nic. Po prostu cieszę się, że cię spotkałam. - uśmiechnęłam się. Chłopak odwzajemnił uśmiech, a po chwili znowu tkwiłam w jego ramionach.
Dziękuję ci Boże, że spotkałam takiego chłopaka jak Justin...
__________________________________
Rozdział trochę o niestety nędznym życiu Lily. Jak myślicie, Justin pomoże jej z tego wyjść? To zdradzę Wam niebawem w kolejnych rozdziałach.
Trzymajcie się!
Tęsknie za widokiem 13 komentarzy:(
@biebsgangsta
sobota, 16 lutego 2013
wtorek, 5 lutego 2013
Piąty, część druga.
~ Lily
Nerwowo obserwowałam to, co dzieję się za szybą. Vinny lubi być wybuchowy i nieobliczalny. Zgrywa tylko takiego lalusia, a w głębi jest twardy. Zastanawiałam się, jak zareaguję na broń Justina. Najbardziej boję się tego, że Vinny się zorientuje, że to atrapa i zrobi Justinowi coś złego, czego on się nie spodziewa.. Myślę też, że mogę się mylić. Nie znam Justina tak dobrze, ale wydaję się być bystry.
Justin, Justin, Justin.. Od tamtego dnia, w którym zaoferował mi podwózkę, wiedziałam, że to się tak nie skończy, że jeszcze go spotkam. I nie myliłam się. Uratował mnie przed moim byłym chłopakiem. Wydaję się być opanowany, nie lubiący wpakowywać się w kłopoty. Był tak cholernie tajemniczy, co dodawało mu jeszcze bardziej seksowności. Myślę, że nie będę się z nim nudzić.
Spojrzałam na zegarek. Justin już od 10 minut nie wychodzi z mieszkania Vinniego. Powiedział, że tylko odbierze mu pieniądze i znikamy, lecz coś go zatrzymało. Zaczęłam wiercić się na fotelu, odganiając od siebie złe myśli. Odpięłam pas i wyszłam z samochodu, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza.
Zamknęłam drzwi, włożyłam ręce do przednich kieszeni krótkich spodni, przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Rozejrzałam się dookoła, czy czasem nikt mnie nie obserwuje, ale nikogo nie było.
Latarnie oświetlały drogę i mały parking. W cieniu, w którym stałam było mrocznie, więc wyszłam z niego i oparłam się o bagażnik. W tle było słychać tylko lekki szum wiatru, a na niebie widniał ogromny i jasny księżyc.
Zaczęłam nerwowo tupać nogą. Do cholery Justin! Prosił mnie, bym nie szła za nim, ale przecież musiałam sprawdzić co się tam dzieję. Co jeśli Vinny go zabił, a Justin teraz leży martwy? Otrząsnęłam się, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Na fotelu leżała moja mała torebka. Wyjęłam z niej mały, podręczny nożyk i schowałam go do tylnej kieszeni moich spodenek. Jeżeli Vinny chcę się bawić, to się pobawimy. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki, wyszłam z samochodu. Zamykając go, zauważyłam, że Vinny wychodzi i kieruje się w prawą stronę. Schowałam się za maską, by mnie nie ujrzał. Postać Vinniego za chwilę zginęła w mroku, a ja już wiedziałam, że coś się stało.
Sprawdziłam, czy samochód jest zamknięty. Schowałam kluczyki do kieszeni i truchtem, rozglądając się jednakowo biegłam ku budynkowi.
Przebiegłam korytarz, rozejrzałam się. Spojrzałam w prawo i ujrzałam krew przy drzwiach na przeciwko mnie. Kurwa! Natychmiast do nich podbiegłam i nerwowo złapałam za klamkę.
- Cholera! - powiedziałam sama do siebie, gdy drzwi były zamknięte. Mój oddech nagle przyśpieszył. Jeżeli stało się coś poważnego Justinowi, to tylko z mojej winy.
- Justin! - zaczęłam krzyczeć. Waliłam rękoma w drzwi, lecz nikt nie odpowiadał. Cholerne drzwi były zamknięte. Oparłam się o ścianę. Musiałam szybko wymyślić jakiś plan, jak się tam dostać. Spuściłam głowę w dół opierając się rękoma o kolana. Zaczęłam żałować, że pozwoliłam puścić Justina samego... Zaczęłam żałować, że w ogóle poprosiłam go o to, byśmy odzyskali moje pieniądze...
A mogliśmy teraz tkwić w tym gównianym hotelu...
Nagle podniosłam głowę. Przecież mogę dostać się oknem. Mieszka na parterze, to nie powinno być takie trudne. Uśmiechnęłam się sama do siebie i natychmiast kierowałam się do drzwi wejściowych. Gdy tylko wyszłam z niego, szukałam okna zgodnie z mieszkaniem Vinniego. Zaczęłam liczyć okna, przypominając sobie dokładne miejsce tymczasowego mieszkania. Stanęłam przed jednym, upewniając się w myślach, że to rzeczywiście jest to mieszkanie.
Postanowiłam wziąć wielką belkę, która leżała obok mnie. Spojrzałam raz na nią, a raz na okno. Cóż, nic lepszego nie wymyślę. Podeszłam do okna, które było lekko wyżej ode mnie. Mocno się zamachnęłam i uderzyłam belką w okno. Okno było nie na tyle wytrzymałe, że rozbiło się za jednym zamachem, aż nagle usłyszałam, jak kawałki szkła rozbijają się o mały chodniczek. Usunęłam szkło belką z parapetu i złapałam się za niego dwoma rękoma, skacząc i mocno przyciągając się do niego. Po wielu próbach wreszcie się udało, a ja odetchnęłam z ulgą, że już jestem w środku.
Zeskoczyłam na drewniane panele i przeszłam pod firaną. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Atrapa broni leżała na szafce obok drzwi. Podeszłam do niej, chwyciłam broń w dłonie. Gdzie jest Justin? Odłożyłam broń z powrotem i spojrzałam w prawo. Natychmiast moje serce zaczęło bić mocniej.
- Ja pierdole, Justin! - wydarłam się i szybko podbiegłam do Justina. Jedną rękę miał podpiętą kajdankami do kaloryfera. Usiadłam koło niego.
- Justin, słyszysz mnie? - wzięłam jego głowę w dłonie. Zauważyłam, że ma rozwaloną głowę. Jak mogłam narazić go na takie niebezpieczeństwo?! On chciał mi tylko pomóc... Złapałam go za dłoń, poklepałam go po policzku. Do moich oczu powoli napływały łzy.
- Justin, proszę cię, obudź się! - zaczęłam panikować. - Justin proszę. - łza poleciała mi po policzku. - Nie rób mi tego.. Pamiętasz co mówiłeś? Jesteśmy jedną drużyną, nie możesz tak po prostu odejść! Proszę cię, obudź się.. - złapałam go za oba poliki. - Słyszysz.. Justin.. - nerwowo patrzyłam się na jego twarz. - Nie rób mi tego.. - powiedziałam i puściłam jego poliki, kładąc swoją głowę na jego ramię.
~ Justin
Łeb mi pękał, nie wiedziałem co się dzieję.. Czułem się tak, jakbym był sparaliżowany. Nie miałem siły nawet otworzyć oczu, nie mogłem się dowiedzieć nawet, gdzie teraz jestem. Poczułem silny ból z tyłu głowy, który rozrywał mnie od środka.
Zacisnąłem zęby, chcąc podnieś głowę. Gdy to zrobiłem, usłyszałem czyiś głos.
- Boże, Justin.. - był zachrypnięty ale i znany mi dobrze. Otworzyłem pomału oczy i ujrzałem małą, śliczną i bladą twarzyczkę, z wielkimi brązowymi oczami. To była Lily.
- Justin, ty żyjesz.. - ujrzałem, jak łza spływa jej po policzku. Podniosłem rękę i przejechałem kciukiem po jej policzku, ocierając łzę. - Tak się ba... - przerwałem jej zatykając jej usta kciukiem. - Ciii. - szepnąłem. - Wszystko będzie w porządku. - uśmiechnąłem się lekko, lecz nadal czułem niesamowity ból. Lily wzięła moją dłoń i ucałowała ją. - Nie powinnam pozwolić ci pójść tu samemu. To moja wina. - kolejne łzy spływały jej po policzku. Czy ona się o mnie bała? Pewno tak. Zrobiło mi się miło.
- Co ty mówisz.. To nie jest twoja wina.. To ja byłem nieroztropny, wszystko za łatwo szło. Mogłem się domyślić, że może się to tak skończyć, ale gdy miałem już worek z twoimi pieniędzmi w dłoniach, poczułem ulgę. Zamiast upewnić się, że wszystko dobrze zrobiłem, wolałem tak po prostu opuścić szybko to mieszkanie, aż w końcu dostałem w głowę i straciłem przytomność.. - spojrzałem jej w oczy. - Lily, spójrz na mnie. - Lily natychmiast spojrzała się na mnie, a w jej oczach było widać smutek. - To nie jest twoja wina, tylko moja, a ty nie możesz się za to obwiniać, bo ja się uparłem, że pójdę sam. - pogłaskałem ją po policzku. Czułem, że moje serce bije mocniej, niż wcześniej. Ona była niesamowita. - Poza tym, przyszłaś tutaj po mnie i jestem ci wdzięczny za to, że mnie nie zostawiłaś.
- Przepraszam cię Justin.. - westchnęła.
- Nie masz za co mnie przepraszać, wszystko jest i będzie w porządku. - uśmiechnąłem się do niej. - A teraz rozkuj mnie. Kluczyki powinny gdzieś być. - zaśmiałem się.
- Och ty. - Lily przybliżyła się do mnie i oddała na moim policzku pocałunek. Uśmiechnąłem się na czucie jej warg na swojej skórze.
Lily wstała i zaczęła przeszukiwać wszystkie szafki. Obserwując ją, dotknąłem ręką rany na mojej głowie. Poczułem jeszcze większy ból, na co syknąłem. To nie jest zwykłe zadrapanie, z pewnością muszę udać się z tym do szpitala.
Lily wreszcie znalazła upragnione kluczyki i odpięła kajdanki. Poczułem ulgę. Lily pomogła mi wstać.
- Musimy jechać z tym do szpitala. - powiedziała z troską w oczach.
- Spokojnie. - złapałem ją za rękę. - Nic mi nie będzie, zobaczysz. - uśmiechnąłem się. - Chodź, idziemy. - wskazałem delikatnie moją głową na drzwi. Lily otworzyła drzwi i powoli wyszła z pomieszczenia.
- Zaczekaj, a pieniądze? - zapytałem.
- Nie grają teraz roli. Prawie przez nie zginąłeś, nie mogę na nie patrzeć. Niech się nimi nażre, skoro chciał cię dla nich zabić. - zmarszczyła nos.
- Może jednak je weźmiemy? Nie należy mu się nic. Niech sobie jakoś radzi. - spojrzałem na nią, a ona tylko wzruszyła ramionami. Dziwne, bo przedtem strasznie jej na nich zależało, a teraz, gdy możemy je wziąć ich nie chcę. Zrobiłem krok w tył i wziąłem torbę z pieniędzmi z szafki. Jeszcze mnie popamiętasz, Vinny..Wróciłem z powrotem do Lily. Złapałem ją za rękę i wyszliśmy z budynku.
_____________________________
Bardzo Was przepraszam. Wiem, że miał być w weekend, ale przez to całe zamieszanie z koncertem i biletami na koncert Justina, nie mogłam się skupić.
Kolejny rozdział powinien być na 100% w piątek, ponieważ mam pomysł na kolejny rozdział.
Dziękuje Wam za komentarze i za wyświetlenia - jesteście wielcy!
@biebsgangsta
Nerwowo obserwowałam to, co dzieję się za szybą. Vinny lubi być wybuchowy i nieobliczalny. Zgrywa tylko takiego lalusia, a w głębi jest twardy. Zastanawiałam się, jak zareaguję na broń Justina. Najbardziej boję się tego, że Vinny się zorientuje, że to atrapa i zrobi Justinowi coś złego, czego on się nie spodziewa.. Myślę też, że mogę się mylić. Nie znam Justina tak dobrze, ale wydaję się być bystry.
Justin, Justin, Justin.. Od tamtego dnia, w którym zaoferował mi podwózkę, wiedziałam, że to się tak nie skończy, że jeszcze go spotkam. I nie myliłam się. Uratował mnie przed moim byłym chłopakiem. Wydaję się być opanowany, nie lubiący wpakowywać się w kłopoty. Był tak cholernie tajemniczy, co dodawało mu jeszcze bardziej seksowności. Myślę, że nie będę się z nim nudzić.
Spojrzałam na zegarek. Justin już od 10 minut nie wychodzi z mieszkania Vinniego. Powiedział, że tylko odbierze mu pieniądze i znikamy, lecz coś go zatrzymało. Zaczęłam wiercić się na fotelu, odganiając od siebie złe myśli. Odpięłam pas i wyszłam z samochodu, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza.
Zamknęłam drzwi, włożyłam ręce do przednich kieszeni krótkich spodni, przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Rozejrzałam się dookoła, czy czasem nikt mnie nie obserwuje, ale nikogo nie było.
Latarnie oświetlały drogę i mały parking. W cieniu, w którym stałam było mrocznie, więc wyszłam z niego i oparłam się o bagażnik. W tle było słychać tylko lekki szum wiatru, a na niebie widniał ogromny i jasny księżyc.
Zaczęłam nerwowo tupać nogą. Do cholery Justin! Prosił mnie, bym nie szła za nim, ale przecież musiałam sprawdzić co się tam dzieję. Co jeśli Vinny go zabił, a Justin teraz leży martwy? Otrząsnęłam się, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Na fotelu leżała moja mała torebka. Wyjęłam z niej mały, podręczny nożyk i schowałam go do tylnej kieszeni moich spodenek. Jeżeli Vinny chcę się bawić, to się pobawimy. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki, wyszłam z samochodu. Zamykając go, zauważyłam, że Vinny wychodzi i kieruje się w prawą stronę. Schowałam się za maską, by mnie nie ujrzał. Postać Vinniego za chwilę zginęła w mroku, a ja już wiedziałam, że coś się stało.
Sprawdziłam, czy samochód jest zamknięty. Schowałam kluczyki do kieszeni i truchtem, rozglądając się jednakowo biegłam ku budynkowi.
Przebiegłam korytarz, rozejrzałam się. Spojrzałam w prawo i ujrzałam krew przy drzwiach na przeciwko mnie. Kurwa! Natychmiast do nich podbiegłam i nerwowo złapałam za klamkę.
- Cholera! - powiedziałam sama do siebie, gdy drzwi były zamknięte. Mój oddech nagle przyśpieszył. Jeżeli stało się coś poważnego Justinowi, to tylko z mojej winy.
- Justin! - zaczęłam krzyczeć. Waliłam rękoma w drzwi, lecz nikt nie odpowiadał. Cholerne drzwi były zamknięte. Oparłam się o ścianę. Musiałam szybko wymyślić jakiś plan, jak się tam dostać. Spuściłam głowę w dół opierając się rękoma o kolana. Zaczęłam żałować, że pozwoliłam puścić Justina samego... Zaczęłam żałować, że w ogóle poprosiłam go o to, byśmy odzyskali moje pieniądze...
A mogliśmy teraz tkwić w tym gównianym hotelu...
Nagle podniosłam głowę. Przecież mogę dostać się oknem. Mieszka na parterze, to nie powinno być takie trudne. Uśmiechnęłam się sama do siebie i natychmiast kierowałam się do drzwi wejściowych. Gdy tylko wyszłam z niego, szukałam okna zgodnie z mieszkaniem Vinniego. Zaczęłam liczyć okna, przypominając sobie dokładne miejsce tymczasowego mieszkania. Stanęłam przed jednym, upewniając się w myślach, że to rzeczywiście jest to mieszkanie.
Postanowiłam wziąć wielką belkę, która leżała obok mnie. Spojrzałam raz na nią, a raz na okno. Cóż, nic lepszego nie wymyślę. Podeszłam do okna, które było lekko wyżej ode mnie. Mocno się zamachnęłam i uderzyłam belką w okno. Okno było nie na tyle wytrzymałe, że rozbiło się za jednym zamachem, aż nagle usłyszałam, jak kawałki szkła rozbijają się o mały chodniczek. Usunęłam szkło belką z parapetu i złapałam się za niego dwoma rękoma, skacząc i mocno przyciągając się do niego. Po wielu próbach wreszcie się udało, a ja odetchnęłam z ulgą, że już jestem w środku.
Zeskoczyłam na drewniane panele i przeszłam pod firaną. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Atrapa broni leżała na szafce obok drzwi. Podeszłam do niej, chwyciłam broń w dłonie. Gdzie jest Justin? Odłożyłam broń z powrotem i spojrzałam w prawo. Natychmiast moje serce zaczęło bić mocniej.
- Ja pierdole, Justin! - wydarłam się i szybko podbiegłam do Justina. Jedną rękę miał podpiętą kajdankami do kaloryfera. Usiadłam koło niego.
- Justin, słyszysz mnie? - wzięłam jego głowę w dłonie. Zauważyłam, że ma rozwaloną głowę. Jak mogłam narazić go na takie niebezpieczeństwo?! On chciał mi tylko pomóc... Złapałam go za dłoń, poklepałam go po policzku. Do moich oczu powoli napływały łzy.
- Justin, proszę cię, obudź się! - zaczęłam panikować. - Justin proszę. - łza poleciała mi po policzku. - Nie rób mi tego.. Pamiętasz co mówiłeś? Jesteśmy jedną drużyną, nie możesz tak po prostu odejść! Proszę cię, obudź się.. - złapałam go za oba poliki. - Słyszysz.. Justin.. - nerwowo patrzyłam się na jego twarz. - Nie rób mi tego.. - powiedziałam i puściłam jego poliki, kładąc swoją głowę na jego ramię.
~ Justin
Łeb mi pękał, nie wiedziałem co się dzieję.. Czułem się tak, jakbym był sparaliżowany. Nie miałem siły nawet otworzyć oczu, nie mogłem się dowiedzieć nawet, gdzie teraz jestem. Poczułem silny ból z tyłu głowy, który rozrywał mnie od środka.
Zacisnąłem zęby, chcąc podnieś głowę. Gdy to zrobiłem, usłyszałem czyiś głos.
- Boże, Justin.. - był zachrypnięty ale i znany mi dobrze. Otworzyłem pomału oczy i ujrzałem małą, śliczną i bladą twarzyczkę, z wielkimi brązowymi oczami. To była Lily.
- Justin, ty żyjesz.. - ujrzałem, jak łza spływa jej po policzku. Podniosłem rękę i przejechałem kciukiem po jej policzku, ocierając łzę. - Tak się ba... - przerwałem jej zatykając jej usta kciukiem. - Ciii. - szepnąłem. - Wszystko będzie w porządku. - uśmiechnąłem się lekko, lecz nadal czułem niesamowity ból. Lily wzięła moją dłoń i ucałowała ją. - Nie powinnam pozwolić ci pójść tu samemu. To moja wina. - kolejne łzy spływały jej po policzku. Czy ona się o mnie bała? Pewno tak. Zrobiło mi się miło.
- Co ty mówisz.. To nie jest twoja wina.. To ja byłem nieroztropny, wszystko za łatwo szło. Mogłem się domyślić, że może się to tak skończyć, ale gdy miałem już worek z twoimi pieniędzmi w dłoniach, poczułem ulgę. Zamiast upewnić się, że wszystko dobrze zrobiłem, wolałem tak po prostu opuścić szybko to mieszkanie, aż w końcu dostałem w głowę i straciłem przytomność.. - spojrzałem jej w oczy. - Lily, spójrz na mnie. - Lily natychmiast spojrzała się na mnie, a w jej oczach było widać smutek. - To nie jest twoja wina, tylko moja, a ty nie możesz się za to obwiniać, bo ja się uparłem, że pójdę sam. - pogłaskałem ją po policzku. Czułem, że moje serce bije mocniej, niż wcześniej. Ona była niesamowita. - Poza tym, przyszłaś tutaj po mnie i jestem ci wdzięczny za to, że mnie nie zostawiłaś.
- Przepraszam cię Justin.. - westchnęła.
- Nie masz za co mnie przepraszać, wszystko jest i będzie w porządku. - uśmiechnąłem się do niej. - A teraz rozkuj mnie. Kluczyki powinny gdzieś być. - zaśmiałem się.
- Och ty. - Lily przybliżyła się do mnie i oddała na moim policzku pocałunek. Uśmiechnąłem się na czucie jej warg na swojej skórze.
Lily wstała i zaczęła przeszukiwać wszystkie szafki. Obserwując ją, dotknąłem ręką rany na mojej głowie. Poczułem jeszcze większy ból, na co syknąłem. To nie jest zwykłe zadrapanie, z pewnością muszę udać się z tym do szpitala.
Lily wreszcie znalazła upragnione kluczyki i odpięła kajdanki. Poczułem ulgę. Lily pomogła mi wstać.
- Musimy jechać z tym do szpitala. - powiedziała z troską w oczach.
- Spokojnie. - złapałem ją za rękę. - Nic mi nie będzie, zobaczysz. - uśmiechnąłem się. - Chodź, idziemy. - wskazałem delikatnie moją głową na drzwi. Lily otworzyła drzwi i powoli wyszła z pomieszczenia.
- Zaczekaj, a pieniądze? - zapytałem.
- Nie grają teraz roli. Prawie przez nie zginąłeś, nie mogę na nie patrzeć. Niech się nimi nażre, skoro chciał cię dla nich zabić. - zmarszczyła nos.
- Może jednak je weźmiemy? Nie należy mu się nic. Niech sobie jakoś radzi. - spojrzałem na nią, a ona tylko wzruszyła ramionami. Dziwne, bo przedtem strasznie jej na nich zależało, a teraz, gdy możemy je wziąć ich nie chcę. Zrobiłem krok w tył i wziąłem torbę z pieniędzmi z szafki. Jeszcze mnie popamiętasz, Vinny..Wróciłem z powrotem do Lily. Złapałem ją za rękę i wyszliśmy z budynku.
_____________________________
Bardzo Was przepraszam. Wiem, że miał być w weekend, ale przez to całe zamieszanie z koncertem i biletami na koncert Justina, nie mogłam się skupić.
Kolejny rozdział powinien być na 100% w piątek, ponieważ mam pomysł na kolejny rozdział.
Dziękuje Wam za komentarze i za wyświetlenia - jesteście wielcy!
@biebsgangsta
Subskrybuj:
Posty (Atom)