~ Lily
Tak bardzo cieszyłam się, że nie stało mu się nic bardziej poważniejszego. Choć uraz głowy nie wyglądał za ciekawie, to wiedziałam, że z tego wyjdzie. Był bardzo silny emocjonalnie, fizycznie, nie panikował.
Mimo tego, że nic mu się nie stało poważnego, mam wyrzuty sumienia, że pozwoliłam na to, by cokolwiek mu się stało. Kiedy szliśmy tak za rękę do samochodu, czułam uścisk w żołądku. Czyżby motylki? Jedynie czego mi teraz brakowało, to zadłużenie się w tym chłopaku na poważnie....
Spoglądałam na niego kątem oka z uśmiechem. Niestety, on miał kamienną twarz, wzrok niczym mordercy. Na pewno tak tego nie zostawi i pokaże Vinniemu, kto tu rządzi. Swoją drogą należy mu się.
Justin nie był zbytnio opanowanym chłopakiem. Stwierdzam to po akcji, gdy paru ludzi prawie wpadło mu pod koła. Wydaję mi się, że nigdy nie pozwoliłby na to, by jemu bliskiemu coś się stało. Jest dość zawzięty, jeśli chodzi o rozwiązywanie problemów. Ten chłopak jest tak tajemniczy, że chcę go poznawać coraz bardziej.
Podałam Justinowi kluczyki od samochodu, ponieważ o nie poprosił. On natychmiast je otworzył. Kiedy chciał usiąść już na miejsce pasażera, ja mu przerwałam.
- Może jednak ja poprowadzę? - przygryzłam wargę. Chłopak uniósł brew do góry.
- Umiesz prowadzić?
- Tak.
- No nie wiem...
- Justin.. - złapałam go za ramię. - Masz rozbitą głowę, widać po tobie, że nie czujesz się zbyt dobrze. Proszę, daj mi poprowadzić. - spojrzałam na niego. Wahał się, lecz po paru sekundach się zgodził.
- No dobrze. - dał mi kluczyki i udał się na stronę pasażera. Uśmiechnęłam się i weszłam do samochodu.
Justin już siedział przypięty pasami. Swoją głowę delikatnie położył na zagłówku i przymknął oczy.
- Nie śpij. Zaraz będziemy w szpitalu i cię opatrzą. Musisz być przytomny. - położyłam mu rękę na kolanie i lekko przejechałam po nim dłonią.
- Ciii. - zaczął coś markotać. Cóż, jeżeli chcę, to niech mu będzie.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce, a audi natychmiast zapaliło. Zapięłam pasy i wyjechałam z parkingu na drogę.
Co jakiś czas spoglądałam na Justina. Oczy miał nadal przymknięte, nic nie mówił. Wyglądał wtedy tak.... seksownie? Zdecydowanie tak, pomimo, że jego czoło było delikatnie ubrudzone od krwi. Grzywkę miał postawioną do góry, niektóre włosy spadały mu na czoło. Jego czerwone i pełne usta były delikatnie rozchylone, tak jakby błagały o pocałunek. Uśmiechnęłam się pod nosem, a za chwilę poczułam, jak robi mi się powoli gorąco. Otworzyłam lekko okno, a nocny chłód natychmiast mnie ochłodził. Poczułam ciarki.
Otrząsnęłam się i skręciłam w lewo w kierunku szpitalu. Jeszcze trochę i będziemy na miejscu.
Kiedy zaparkowałam pod szpitalem, poklepałam delikatnie Justina po policzku.
- Wstawaj, jesteśmy na miejscu. - odpięłam pas. Justin powoli otworzył oczy. Był chyba lekko zdezorientowany, w końcu jego mina tak na to wskazywała. Przetarł rękoma oczy.
- Gdzie jesteśmy? - spojrzał na mnie.
- Pod szpitalem. Lekarze muszą opatrzyć twoją ranę na głowie.
- Nie trzeb.. - przerwałam mu. - Trzeba. - spoważniałam. - I nawet nie próbuj protestować. - przybliżyłam swoją twarz do jego. - Bo się pogniewamy.
~ Justin
- Bo się pogniewamy. - powiedziała Lily. Momentalnie poczułem jej oddech na swojej twarzy. Położyłem dłoń na jej policzku i przejechałem po nim kciukiem. Potrzebowałem tego? Spojrzałem jej w oczy. - Czy to jest groźba? - przeniosłem swój wzrok na jej usta. - Bo brzmi to tak, jakbyś mi groziła. - kciuk skierowałem na jej usta. Natychmiast przejechałem po jej dolnej wardze. Wiedziałem, że w tym momencie robi się jej gorąco, z resztą mi też.
- Tak. - spojrzała w moje oczy. - Idziemy.. - przymknęła swoje oczy, delikatnie przechylając swoją głowę, pozwalając, by mój kciuk przejechał dalej po jej wardze. Otworzyła oczy. - Chyba, że chcesz bym przez resztę wyjazdu się do ciebie nie odezwała. - przygryzła wargę. - To jak? - uległem. Za każdym razem gdy przygryzała wargę, mój zmysł nagle wariował.
- Zgoda. - uśmiechnąłem się. Lily odwzajemniła uśmiech. Odsunęła się i wyszła z samochodu. Odpiąłem pasy i zrobiłem to samo co Lily.
- Tssss.. - przygryzłem zębami dolną wargę na ból. Pielęgniarka przemywała moją ranę wodą utlenioną. Lily została na korytarzu oznajmiając, że poczeka.
- Długo to jeszcze pani zajmie? - zapytałem, gdy pielęgniarka zmieniała wacik.
- Za chwilę przyjdzie pan doktor i dokładnie opatrzy pana ranę. Moim zdaniem rana jest do szycia. - odwróciła się do mnie i nalała trochę wody na wacik. Przybliżyła swoją twarz do mojej rany tak, że mój wzrok natychmiast powędrował w jej dekolt. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc ten widok. - Ale proszę się nie martwić, to nic poważnego. - dodała po chwili. Widok piersi pielęgniarki spowodował, że natychmiast zapomniałem o bólu, jednak zacisnąłem pięść z myślą o Vinnim. Pieprzony dupek, nie ujdzie mu to na sucho. Na pewno spotkamy się jeszcze przed wyjazdem z Los Angeles, a wtedy wyrównamy nasze rachunki i zobaczymy, kogo na co stać.
Ciekaw jestem, jak on i Lily się poznali. Pewno zgrywał przed nią miłego i uczciwego chłopca, któremu można zaufać. Przecież Lily nie jest taka głupia, by związać się z tyranem. Musiał ją jakoś pobajerować, tylko dlaczego od niego nie odeszła, gdy dowiedziała się, jaki jest naprawdę? Tego pewno się nigdy od niej nie dowiem. Ona nie była osobą, która lubiła mówić o swoim życiu. Nawet nie wiem, jakie nosi nazwisko, a swojego imienia nie chciała mi zdradzić.
Gorzej jednak, jak wpakuję mnie w jakieś bagno lub chcę mnie po prostu wykorzystać, a pewnego dnia obudzę się sam w hotelu, gdzie zastanę kartkę z napisem Żegnaj Justin. W głębi serca jednak mam nadzieję, że nie jest taką suką, by to zrobiła, jednak do końca jej nie znam.
Nie tylko czarny scenariusz związany z Lily mnie dręczył. Nie ma mnie już w domu od 18 godzin, nie dałem żadnego znaku życia ani nie napisałem, gdzie jadę. Z resztą sam nie wiem, gdzie się udam. To podróż w ciemno, w nieznane. Nie planowałem żadnego dnia, gdzie pojadę, gdzie będę nocował, co będę jadł. Zdaję się tylko na pomysł związany ze znakiem drogowym, informującym o danym mieście.
Ryan mi jeszcze nie odpisał. Z pewnością jest na jakiejś imprezie lub ma wyciszony telefon. Liczę, że z samego rana odpiszę mi SMS-a.
Z mojego myślenia wyrwał mnie doktor wchodzący do sali. Zmierzyłem go od góry do dołu, licząc na dobrą diagnozę.
~ Lily
Wpatrywałam się w ścianę na przeciwko mnie. Nerwowo czekałam na Justina. Chciałam już się znaleźć w hotelu, wziąć prysznic i położyć się spać licząc na to, że wyjedziemy stąd z samego ranka. Nie chciałam spotkać znowu Vinniego. Bałam się go, on był nieobliczalny. Byłam tylko jego zabawką, do załatwiania jego spraw. Chciałam odejść wiele razy, ale za każdym razem gdy próbowałam, dostawałam po twarzy.
Musiałam robić rzeczy, których nienawidzę. Teraz wstydzę się tego i za każdym razem kiedy zamykam oczy czuję niesamowitą złość do siebie samej, za to, że pozwoliłam sobie na to wszystko.
Przez Vinniego rodzice wyrzucili mnie z domu, a ja zostałam na bruku z walizką i drobnymi pieniędzmi. Jakiś czas mieszkałam u swojej przyjaciółki, w miarę wyszłam na prostą. Chodziłam do szkoły i poprawiałam swoje oceny, nawet podjęłam pracę. Miałam z tego grosze, lecz dobre i to, by pomóc przyjaciółce w utrzymaniu domu. Wszystko wyglądało na poukładane, do czasu, gdy Vinny kolejny raz kazał mi zarobić dla niego.. tyłkiem.. Moja przyjaciółka mówiła mi, bym z tym skończyła, uciekła stąd, jednak Vinny nie dawał za wygraną. Pchnął mnie tak mocno, że uderzyłam głową w ścianę i wylądowałam w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu, mówiąc lekarzowi, że spadłam z łóżka. Za każdym razem musiałam kłamać każdego w żywe oczy, który pytał co mi się stało, gdy miałam siniaka na swojej twarzy.
Zostałam zmuszana do handlowania narkotykami, kradzieży oraz prostytucji. Tak bardzo chciałabym nie żyć przez miesiąc i wstać, zapominając o wszystkim i zacząć wszystko od nowa.
Teraz, gdy spotkałam Justina na swojej drodze, jestem wdzięczna losowi. On pomaga mi się trochę oderwać od rzeczywistości, mimo tego, że nie zna mojej przeszłości. Kiedyś będę musiała mu o tym wszystkim powiedzieć, lecz nie teraz. Nie mogę pozwolić sobie na to, by patrzył na mnie krzywym okiem, skoro dopiero zaczęliśmy naszą podróż. Cholernie się wstydzę, tego co robiłam, lecz musiałam to robić, bo od tego zależało moje życie.
Nagle na mojej twarzy zagościł uśmiech. Wstałam i wpatrywałam się w szatyna, który właśnie teraz szedł korytarzem do mnie.
- I jak, co powiedział lekarz?
- Jest okej. Parę szwów, ale wszystko będzie dobrze. - uśmiechnął się do mnie.
- Och Justin.. - podeszłam i przytuliłam się do niego, a chłopak natychmiast otulił mnie swoimi ramionami. - Cieszę się, że nic ci nie jest.
- Nie wracajmy do tego. - spojrzał na mnie. Złapał mnie za obie dłonie. Próbował zaczarować mnie swoimi pięknymi, czekoladowymi oczami. Udawało mu się to, ponieważ powoli wpadałam w trans. - Teraz ty mi coś obiecaj. - zaczął.
- Co takiego?
- Że nie opuścimy siebie i będziemy ze sobą szczerzy w każdych okolicznościach. - zabrzmiało to tak, jakby domagał się prawdy o moim życiu. Poczułam uścisk w żołądku, także dlatego spuściłam wzrok. Tak bardzo chciałabym mu to teraz wszystko powiedzieć, lecz po dzisiejszym zdarzeniu nie byłoby to najlepsze.
- Co jest? - zapytał. Pewno zorientował się, że jest coś nie tak. Podniosłam głowę do góry, móc ponownie spojrzeć w jego oczy.
- Nic. Po prostu cieszę się, że cię spotkałam. - uśmiechnęłam się. Chłopak odwzajemnił uśmiech, a po chwili znowu tkwiłam w jego ramionach.
Dziękuję ci Boże, że spotkałam takiego chłopaka jak Justin...
__________________________________
Rozdział trochę o niestety nędznym życiu Lily. Jak myślicie, Justin pomoże jej z tego wyjść? To zdradzę Wam niebawem w kolejnych rozdziałach.
Trzymajcie się!
Tęsknie za widokiem 13 komentarzy:(
@biebsgangsta
sobota, 16 lutego 2013
wtorek, 5 lutego 2013
Piąty, część druga.
~ Lily
Nerwowo obserwowałam to, co dzieję się za szybą. Vinny lubi być wybuchowy i nieobliczalny. Zgrywa tylko takiego lalusia, a w głębi jest twardy. Zastanawiałam się, jak zareaguję na broń Justina. Najbardziej boję się tego, że Vinny się zorientuje, że to atrapa i zrobi Justinowi coś złego, czego on się nie spodziewa.. Myślę też, że mogę się mylić. Nie znam Justina tak dobrze, ale wydaję się być bystry.
Justin, Justin, Justin.. Od tamtego dnia, w którym zaoferował mi podwózkę, wiedziałam, że to się tak nie skończy, że jeszcze go spotkam. I nie myliłam się. Uratował mnie przed moim byłym chłopakiem. Wydaję się być opanowany, nie lubiący wpakowywać się w kłopoty. Był tak cholernie tajemniczy, co dodawało mu jeszcze bardziej seksowności. Myślę, że nie będę się z nim nudzić.
Spojrzałam na zegarek. Justin już od 10 minut nie wychodzi z mieszkania Vinniego. Powiedział, że tylko odbierze mu pieniądze i znikamy, lecz coś go zatrzymało. Zaczęłam wiercić się na fotelu, odganiając od siebie złe myśli. Odpięłam pas i wyszłam z samochodu, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza.
Zamknęłam drzwi, włożyłam ręce do przednich kieszeni krótkich spodni, przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Rozejrzałam się dookoła, czy czasem nikt mnie nie obserwuje, ale nikogo nie było.
Latarnie oświetlały drogę i mały parking. W cieniu, w którym stałam było mrocznie, więc wyszłam z niego i oparłam się o bagażnik. W tle było słychać tylko lekki szum wiatru, a na niebie widniał ogromny i jasny księżyc.
Zaczęłam nerwowo tupać nogą. Do cholery Justin! Prosił mnie, bym nie szła za nim, ale przecież musiałam sprawdzić co się tam dzieję. Co jeśli Vinny go zabił, a Justin teraz leży martwy? Otrząsnęłam się, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Na fotelu leżała moja mała torebka. Wyjęłam z niej mały, podręczny nożyk i schowałam go do tylnej kieszeni moich spodenek. Jeżeli Vinny chcę się bawić, to się pobawimy. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki, wyszłam z samochodu. Zamykając go, zauważyłam, że Vinny wychodzi i kieruje się w prawą stronę. Schowałam się za maską, by mnie nie ujrzał. Postać Vinniego za chwilę zginęła w mroku, a ja już wiedziałam, że coś się stało.
Sprawdziłam, czy samochód jest zamknięty. Schowałam kluczyki do kieszeni i truchtem, rozglądając się jednakowo biegłam ku budynkowi.
Przebiegłam korytarz, rozejrzałam się. Spojrzałam w prawo i ujrzałam krew przy drzwiach na przeciwko mnie. Kurwa! Natychmiast do nich podbiegłam i nerwowo złapałam za klamkę.
- Cholera! - powiedziałam sama do siebie, gdy drzwi były zamknięte. Mój oddech nagle przyśpieszył. Jeżeli stało się coś poważnego Justinowi, to tylko z mojej winy.
- Justin! - zaczęłam krzyczeć. Waliłam rękoma w drzwi, lecz nikt nie odpowiadał. Cholerne drzwi były zamknięte. Oparłam się o ścianę. Musiałam szybko wymyślić jakiś plan, jak się tam dostać. Spuściłam głowę w dół opierając się rękoma o kolana. Zaczęłam żałować, że pozwoliłam puścić Justina samego... Zaczęłam żałować, że w ogóle poprosiłam go o to, byśmy odzyskali moje pieniądze...
A mogliśmy teraz tkwić w tym gównianym hotelu...
Nagle podniosłam głowę. Przecież mogę dostać się oknem. Mieszka na parterze, to nie powinno być takie trudne. Uśmiechnęłam się sama do siebie i natychmiast kierowałam się do drzwi wejściowych. Gdy tylko wyszłam z niego, szukałam okna zgodnie z mieszkaniem Vinniego. Zaczęłam liczyć okna, przypominając sobie dokładne miejsce tymczasowego mieszkania. Stanęłam przed jednym, upewniając się w myślach, że to rzeczywiście jest to mieszkanie.
Postanowiłam wziąć wielką belkę, która leżała obok mnie. Spojrzałam raz na nią, a raz na okno. Cóż, nic lepszego nie wymyślę. Podeszłam do okna, które było lekko wyżej ode mnie. Mocno się zamachnęłam i uderzyłam belką w okno. Okno było nie na tyle wytrzymałe, że rozbiło się za jednym zamachem, aż nagle usłyszałam, jak kawałki szkła rozbijają się o mały chodniczek. Usunęłam szkło belką z parapetu i złapałam się za niego dwoma rękoma, skacząc i mocno przyciągając się do niego. Po wielu próbach wreszcie się udało, a ja odetchnęłam z ulgą, że już jestem w środku.
Zeskoczyłam na drewniane panele i przeszłam pod firaną. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Atrapa broni leżała na szafce obok drzwi. Podeszłam do niej, chwyciłam broń w dłonie. Gdzie jest Justin? Odłożyłam broń z powrotem i spojrzałam w prawo. Natychmiast moje serce zaczęło bić mocniej.
- Ja pierdole, Justin! - wydarłam się i szybko podbiegłam do Justina. Jedną rękę miał podpiętą kajdankami do kaloryfera. Usiadłam koło niego.
- Justin, słyszysz mnie? - wzięłam jego głowę w dłonie. Zauważyłam, że ma rozwaloną głowę. Jak mogłam narazić go na takie niebezpieczeństwo?! On chciał mi tylko pomóc... Złapałam go za dłoń, poklepałam go po policzku. Do moich oczu powoli napływały łzy.
- Justin, proszę cię, obudź się! - zaczęłam panikować. - Justin proszę. - łza poleciała mi po policzku. - Nie rób mi tego.. Pamiętasz co mówiłeś? Jesteśmy jedną drużyną, nie możesz tak po prostu odejść! Proszę cię, obudź się.. - złapałam go za oba poliki. - Słyszysz.. Justin.. - nerwowo patrzyłam się na jego twarz. - Nie rób mi tego.. - powiedziałam i puściłam jego poliki, kładąc swoją głowę na jego ramię.
~ Justin
Łeb mi pękał, nie wiedziałem co się dzieję.. Czułem się tak, jakbym był sparaliżowany. Nie miałem siły nawet otworzyć oczu, nie mogłem się dowiedzieć nawet, gdzie teraz jestem. Poczułem silny ból z tyłu głowy, który rozrywał mnie od środka.
Zacisnąłem zęby, chcąc podnieś głowę. Gdy to zrobiłem, usłyszałem czyiś głos.
- Boże, Justin.. - był zachrypnięty ale i znany mi dobrze. Otworzyłem pomału oczy i ujrzałem małą, śliczną i bladą twarzyczkę, z wielkimi brązowymi oczami. To była Lily.
- Justin, ty żyjesz.. - ujrzałem, jak łza spływa jej po policzku. Podniosłem rękę i przejechałem kciukiem po jej policzku, ocierając łzę. - Tak się ba... - przerwałem jej zatykając jej usta kciukiem. - Ciii. - szepnąłem. - Wszystko będzie w porządku. - uśmiechnąłem się lekko, lecz nadal czułem niesamowity ból. Lily wzięła moją dłoń i ucałowała ją. - Nie powinnam pozwolić ci pójść tu samemu. To moja wina. - kolejne łzy spływały jej po policzku. Czy ona się o mnie bała? Pewno tak. Zrobiło mi się miło.
- Co ty mówisz.. To nie jest twoja wina.. To ja byłem nieroztropny, wszystko za łatwo szło. Mogłem się domyślić, że może się to tak skończyć, ale gdy miałem już worek z twoimi pieniędzmi w dłoniach, poczułem ulgę. Zamiast upewnić się, że wszystko dobrze zrobiłem, wolałem tak po prostu opuścić szybko to mieszkanie, aż w końcu dostałem w głowę i straciłem przytomność.. - spojrzałem jej w oczy. - Lily, spójrz na mnie. - Lily natychmiast spojrzała się na mnie, a w jej oczach było widać smutek. - To nie jest twoja wina, tylko moja, a ty nie możesz się za to obwiniać, bo ja się uparłem, że pójdę sam. - pogłaskałem ją po policzku. Czułem, że moje serce bije mocniej, niż wcześniej. Ona była niesamowita. - Poza tym, przyszłaś tutaj po mnie i jestem ci wdzięczny za to, że mnie nie zostawiłaś.
- Przepraszam cię Justin.. - westchnęła.
- Nie masz za co mnie przepraszać, wszystko jest i będzie w porządku. - uśmiechnąłem się do niej. - A teraz rozkuj mnie. Kluczyki powinny gdzieś być. - zaśmiałem się.
- Och ty. - Lily przybliżyła się do mnie i oddała na moim policzku pocałunek. Uśmiechnąłem się na czucie jej warg na swojej skórze.
Lily wstała i zaczęła przeszukiwać wszystkie szafki. Obserwując ją, dotknąłem ręką rany na mojej głowie. Poczułem jeszcze większy ból, na co syknąłem. To nie jest zwykłe zadrapanie, z pewnością muszę udać się z tym do szpitala.
Lily wreszcie znalazła upragnione kluczyki i odpięła kajdanki. Poczułem ulgę. Lily pomogła mi wstać.
- Musimy jechać z tym do szpitala. - powiedziała z troską w oczach.
- Spokojnie. - złapałem ją za rękę. - Nic mi nie będzie, zobaczysz. - uśmiechnąłem się. - Chodź, idziemy. - wskazałem delikatnie moją głową na drzwi. Lily otworzyła drzwi i powoli wyszła z pomieszczenia.
- Zaczekaj, a pieniądze? - zapytałem.
- Nie grają teraz roli. Prawie przez nie zginąłeś, nie mogę na nie patrzeć. Niech się nimi nażre, skoro chciał cię dla nich zabić. - zmarszczyła nos.
- Może jednak je weźmiemy? Nie należy mu się nic. Niech sobie jakoś radzi. - spojrzałem na nią, a ona tylko wzruszyła ramionami. Dziwne, bo przedtem strasznie jej na nich zależało, a teraz, gdy możemy je wziąć ich nie chcę. Zrobiłem krok w tył i wziąłem torbę z pieniędzmi z szafki. Jeszcze mnie popamiętasz, Vinny..Wróciłem z powrotem do Lily. Złapałem ją za rękę i wyszliśmy z budynku.
_____________________________
Bardzo Was przepraszam. Wiem, że miał być w weekend, ale przez to całe zamieszanie z koncertem i biletami na koncert Justina, nie mogłam się skupić.
Kolejny rozdział powinien być na 100% w piątek, ponieważ mam pomysł na kolejny rozdział.
Dziękuje Wam za komentarze i za wyświetlenia - jesteście wielcy!
@biebsgangsta
Nerwowo obserwowałam to, co dzieję się za szybą. Vinny lubi być wybuchowy i nieobliczalny. Zgrywa tylko takiego lalusia, a w głębi jest twardy. Zastanawiałam się, jak zareaguję na broń Justina. Najbardziej boję się tego, że Vinny się zorientuje, że to atrapa i zrobi Justinowi coś złego, czego on się nie spodziewa.. Myślę też, że mogę się mylić. Nie znam Justina tak dobrze, ale wydaję się być bystry.
Justin, Justin, Justin.. Od tamtego dnia, w którym zaoferował mi podwózkę, wiedziałam, że to się tak nie skończy, że jeszcze go spotkam. I nie myliłam się. Uratował mnie przed moim byłym chłopakiem. Wydaję się być opanowany, nie lubiący wpakowywać się w kłopoty. Był tak cholernie tajemniczy, co dodawało mu jeszcze bardziej seksowności. Myślę, że nie będę się z nim nudzić.
Spojrzałam na zegarek. Justin już od 10 minut nie wychodzi z mieszkania Vinniego. Powiedział, że tylko odbierze mu pieniądze i znikamy, lecz coś go zatrzymało. Zaczęłam wiercić się na fotelu, odganiając od siebie złe myśli. Odpięłam pas i wyszłam z samochodu, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza.
Zamknęłam drzwi, włożyłam ręce do przednich kieszeni krótkich spodni, przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Rozejrzałam się dookoła, czy czasem nikt mnie nie obserwuje, ale nikogo nie było.
Latarnie oświetlały drogę i mały parking. W cieniu, w którym stałam było mrocznie, więc wyszłam z niego i oparłam się o bagażnik. W tle było słychać tylko lekki szum wiatru, a na niebie widniał ogromny i jasny księżyc.
Zaczęłam nerwowo tupać nogą. Do cholery Justin! Prosił mnie, bym nie szła za nim, ale przecież musiałam sprawdzić co się tam dzieję. Co jeśli Vinny go zabił, a Justin teraz leży martwy? Otrząsnęłam się, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Na fotelu leżała moja mała torebka. Wyjęłam z niej mały, podręczny nożyk i schowałam go do tylnej kieszeni moich spodenek. Jeżeli Vinny chcę się bawić, to się pobawimy. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki, wyszłam z samochodu. Zamykając go, zauważyłam, że Vinny wychodzi i kieruje się w prawą stronę. Schowałam się za maską, by mnie nie ujrzał. Postać Vinniego za chwilę zginęła w mroku, a ja już wiedziałam, że coś się stało.
Sprawdziłam, czy samochód jest zamknięty. Schowałam kluczyki do kieszeni i truchtem, rozglądając się jednakowo biegłam ku budynkowi.
Przebiegłam korytarz, rozejrzałam się. Spojrzałam w prawo i ujrzałam krew przy drzwiach na przeciwko mnie. Kurwa! Natychmiast do nich podbiegłam i nerwowo złapałam za klamkę.
- Cholera! - powiedziałam sama do siebie, gdy drzwi były zamknięte. Mój oddech nagle przyśpieszył. Jeżeli stało się coś poważnego Justinowi, to tylko z mojej winy.
- Justin! - zaczęłam krzyczeć. Waliłam rękoma w drzwi, lecz nikt nie odpowiadał. Cholerne drzwi były zamknięte. Oparłam się o ścianę. Musiałam szybko wymyślić jakiś plan, jak się tam dostać. Spuściłam głowę w dół opierając się rękoma o kolana. Zaczęłam żałować, że pozwoliłam puścić Justina samego... Zaczęłam żałować, że w ogóle poprosiłam go o to, byśmy odzyskali moje pieniądze...
A mogliśmy teraz tkwić w tym gównianym hotelu...
Nagle podniosłam głowę. Przecież mogę dostać się oknem. Mieszka na parterze, to nie powinno być takie trudne. Uśmiechnęłam się sama do siebie i natychmiast kierowałam się do drzwi wejściowych. Gdy tylko wyszłam z niego, szukałam okna zgodnie z mieszkaniem Vinniego. Zaczęłam liczyć okna, przypominając sobie dokładne miejsce tymczasowego mieszkania. Stanęłam przed jednym, upewniając się w myślach, że to rzeczywiście jest to mieszkanie.
Postanowiłam wziąć wielką belkę, która leżała obok mnie. Spojrzałam raz na nią, a raz na okno. Cóż, nic lepszego nie wymyślę. Podeszłam do okna, które było lekko wyżej ode mnie. Mocno się zamachnęłam i uderzyłam belką w okno. Okno było nie na tyle wytrzymałe, że rozbiło się za jednym zamachem, aż nagle usłyszałam, jak kawałki szkła rozbijają się o mały chodniczek. Usunęłam szkło belką z parapetu i złapałam się za niego dwoma rękoma, skacząc i mocno przyciągając się do niego. Po wielu próbach wreszcie się udało, a ja odetchnęłam z ulgą, że już jestem w środku.
Zeskoczyłam na drewniane panele i przeszłam pod firaną. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Atrapa broni leżała na szafce obok drzwi. Podeszłam do niej, chwyciłam broń w dłonie. Gdzie jest Justin? Odłożyłam broń z powrotem i spojrzałam w prawo. Natychmiast moje serce zaczęło bić mocniej.
- Ja pierdole, Justin! - wydarłam się i szybko podbiegłam do Justina. Jedną rękę miał podpiętą kajdankami do kaloryfera. Usiadłam koło niego.
- Justin, słyszysz mnie? - wzięłam jego głowę w dłonie. Zauważyłam, że ma rozwaloną głowę. Jak mogłam narazić go na takie niebezpieczeństwo?! On chciał mi tylko pomóc... Złapałam go za dłoń, poklepałam go po policzku. Do moich oczu powoli napływały łzy.
- Justin, proszę cię, obudź się! - zaczęłam panikować. - Justin proszę. - łza poleciała mi po policzku. - Nie rób mi tego.. Pamiętasz co mówiłeś? Jesteśmy jedną drużyną, nie możesz tak po prostu odejść! Proszę cię, obudź się.. - złapałam go za oba poliki. - Słyszysz.. Justin.. - nerwowo patrzyłam się na jego twarz. - Nie rób mi tego.. - powiedziałam i puściłam jego poliki, kładąc swoją głowę na jego ramię.
~ Justin
Łeb mi pękał, nie wiedziałem co się dzieję.. Czułem się tak, jakbym był sparaliżowany. Nie miałem siły nawet otworzyć oczu, nie mogłem się dowiedzieć nawet, gdzie teraz jestem. Poczułem silny ból z tyłu głowy, który rozrywał mnie od środka.
Zacisnąłem zęby, chcąc podnieś głowę. Gdy to zrobiłem, usłyszałem czyiś głos.
- Boże, Justin.. - był zachrypnięty ale i znany mi dobrze. Otworzyłem pomału oczy i ujrzałem małą, śliczną i bladą twarzyczkę, z wielkimi brązowymi oczami. To była Lily.
- Justin, ty żyjesz.. - ujrzałem, jak łza spływa jej po policzku. Podniosłem rękę i przejechałem kciukiem po jej policzku, ocierając łzę. - Tak się ba... - przerwałem jej zatykając jej usta kciukiem. - Ciii. - szepnąłem. - Wszystko będzie w porządku. - uśmiechnąłem się lekko, lecz nadal czułem niesamowity ból. Lily wzięła moją dłoń i ucałowała ją. - Nie powinnam pozwolić ci pójść tu samemu. To moja wina. - kolejne łzy spływały jej po policzku. Czy ona się o mnie bała? Pewno tak. Zrobiło mi się miło.
- Co ty mówisz.. To nie jest twoja wina.. To ja byłem nieroztropny, wszystko za łatwo szło. Mogłem się domyślić, że może się to tak skończyć, ale gdy miałem już worek z twoimi pieniędzmi w dłoniach, poczułem ulgę. Zamiast upewnić się, że wszystko dobrze zrobiłem, wolałem tak po prostu opuścić szybko to mieszkanie, aż w końcu dostałem w głowę i straciłem przytomność.. - spojrzałem jej w oczy. - Lily, spójrz na mnie. - Lily natychmiast spojrzała się na mnie, a w jej oczach było widać smutek. - To nie jest twoja wina, tylko moja, a ty nie możesz się za to obwiniać, bo ja się uparłem, że pójdę sam. - pogłaskałem ją po policzku. Czułem, że moje serce bije mocniej, niż wcześniej. Ona była niesamowita. - Poza tym, przyszłaś tutaj po mnie i jestem ci wdzięczny za to, że mnie nie zostawiłaś.
- Przepraszam cię Justin.. - westchnęła.
- Nie masz za co mnie przepraszać, wszystko jest i będzie w porządku. - uśmiechnąłem się do niej. - A teraz rozkuj mnie. Kluczyki powinny gdzieś być. - zaśmiałem się.
- Och ty. - Lily przybliżyła się do mnie i oddała na moim policzku pocałunek. Uśmiechnąłem się na czucie jej warg na swojej skórze.
Lily wstała i zaczęła przeszukiwać wszystkie szafki. Obserwując ją, dotknąłem ręką rany na mojej głowie. Poczułem jeszcze większy ból, na co syknąłem. To nie jest zwykłe zadrapanie, z pewnością muszę udać się z tym do szpitala.
Lily wreszcie znalazła upragnione kluczyki i odpięła kajdanki. Poczułem ulgę. Lily pomogła mi wstać.
- Musimy jechać z tym do szpitala. - powiedziała z troską w oczach.
- Spokojnie. - złapałem ją za rękę. - Nic mi nie będzie, zobaczysz. - uśmiechnąłem się. - Chodź, idziemy. - wskazałem delikatnie moją głową na drzwi. Lily otworzyła drzwi i powoli wyszła z pomieszczenia.
- Zaczekaj, a pieniądze? - zapytałem.
- Nie grają teraz roli. Prawie przez nie zginąłeś, nie mogę na nie patrzeć. Niech się nimi nażre, skoro chciał cię dla nich zabić. - zmarszczyła nos.
- Może jednak je weźmiemy? Nie należy mu się nic. Niech sobie jakoś radzi. - spojrzałem na nią, a ona tylko wzruszyła ramionami. Dziwne, bo przedtem strasznie jej na nich zależało, a teraz, gdy możemy je wziąć ich nie chcę. Zrobiłem krok w tył i wziąłem torbę z pieniędzmi z szafki. Jeszcze mnie popamiętasz, Vinny..Wróciłem z powrotem do Lily. Złapałem ją za rękę i wyszliśmy z budynku.
_____________________________
Bardzo Was przepraszam. Wiem, że miał być w weekend, ale przez to całe zamieszanie z koncertem i biletami na koncert Justina, nie mogłam się skupić.
Kolejny rozdział powinien być na 100% w piątek, ponieważ mam pomysł na kolejny rozdział.
Dziękuje Wam za komentarze i za wyświetlenia - jesteście wielcy!
@biebsgangsta
niedziela, 27 stycznia 2013
Piąty, część pierwsza.
Jeżeli chodzi o tego Vinniego, to nie byłem pewny, co to za koleś. Niby wydaję się całkiem niegroźny, stwierdzam to po akcji za barem, ale też nie jestem pewien, czy czasem nie jest w jakimś gangu lub tylko wtedy okazał się takim lalusiem, a w rzeczywistości jest twardy i mógłby mi zrobić większa krzywdę. Nie chciałbym wpakować się w jakieś bagno, ale Lily tak strasznie prosiła, byśmy odebrali mu jej pieniądze, że raczej dla niej mogę to zrobić.
Była wtedy taka bezradna. Nie uśmiechała się jak przedtem. Widocznie Vinny coś jeszcze dla niej znaczy, skoro tak bardzo się nim przejmuję. Jednoznacznie, mogę się mylić. Pewno chcę się na nim zemścić po tym wszystkim, co jej zrobił.
Musiałem przestać myśleć nad życiem uczuciowym Lily i prędko wymyślić jakiś plan, jak odebrać pieniądze temu dupkowi. Podczas, kiedy Lily bardziej wtulała się w moje ciało, ja obserwowałem grupkę chłopaków.
Przekazali coś sobie, po czym rozeszli się, a Vinny szedł ku jakiemuś samochodowi.
Puściłem Lily z uścisku.
- To jego samochód? - wskazałem głową, a ona się obróciła.
- Tak.
- A wiesz może gdzie on mieszka?
- Nie Justin. On mieszkał w małym miasteczku koło Los Angeles. Najwyraźniej tutaj miał do załatwienia jakąś sprawę. On kazał mi tutaj przyjechać, a potem mieliśmy ruszyć dalej.. - spuściła wzrok. Gdzie mieli wyjechać? Czy Lily miała coś wspólnego z tą grupką chłopaków?
- O czym ty mówisz? - złapałem ją za ramiona i spojrzałem w oczy.
- Justin.. To nie jest takie proste. - w jej oczach był w tej chwili żal. Wyrwała się i złapała mnie za rękę. - Obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Obiecaj mi, że zawsze będzie git.. - poczułem dziwny ucisk w żołądku. Te wszystkie jej słowa zabrzmiały tak, jakby zaraz miało mi się coś stać. Była cholernie tajemnicza, nie chciała mi nic powiedzieć. Wiedziałem, że muszę poznać całą prawdę, ale nie teraz.. Teraz, muszę wraz z nią odzyskać kasę i pojechać stąd, a dopiero potem szczerze z nią porozmawiam.
- Obiecuję. - uśmiechnąłem się do niej. - A teraz Lily chodź. Pojedziemy za nim. - pociągnąłem ją za rękę. Chwilę potem tkwiliśmy już w samochodzie.
Odpaliłem silnik i ruszyłem. Byłem w dość bezpiecznej odległości. by Vinny nic nie zauważył. Na szczęście audi miało przyciemnione szyby, więc nawet jeśli chciałby spojrzeć w lusterku, kto prowadzi, to nic mu to nie da.
Miałem w głowie ułożony plan.
- Lily, otwórz schowek i wyciągnij z niego broń. - wtedy nie byłem roztargniony. Byłem całkiem poważny. Lily zrobiła duże oczy. Otworzyła schowek i niepewnie wyciągnęła z niego broń.
- Jezus, Justin. Skąd ty to masz? - spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Nie bój się, to jest atrapa. Mam ją w razie wu. Jest dość ciężka i wygląda jak prawdziwa, ale to atrapa. Skoro ten Vinny chcę się bawić, to się zabawimy. - zmieniłem bieg i skręciłem w prawo.
- Zaczynam się ciebie bać.
- Jedynie kto może się teraz mnie bać, to jest ten dupek. - podniosłem brew. Samochód Vinniego zatrzymał się przy jakiejś posesji. Zatrzymałem się w cieniu przy wielkim drzewie, na bezpieczną odległość. Rozpiąłem pasy, Lily zrobiła to samo.
- Nie Lily. - spojrzałem na nią. - Zostań tutaj w samochodzie, nie wychodź z niego. W razie czego, zadzwoń do mnie, numer znajdziesz w notesie w schowku.
- Chyba oszalałeś. Nie puszcze cię tam samego. - w jej głosie było słychać irytację. Miło było, że się zaczęła o mnie bać, ale ja też nie chciałbym, żeby jej się coś stało. Złapałem ją za poliki i zbliżyłem jej twarz do swojej Z bliska jej oczy były jeszcze bardziej ładniejsze i magiczne. Przełknąłem ślinę.
- Posłuchaj.. - zacząłem. - Nic mi się nie stanie. Odbiorę mu pieniądze i pojedziemy stąd do hotelu. Ty musisz tutaj zostać i zaalarmować mnie, jeżeli banda jego kumpli tutaj przyjedzie. Broń cię panie Boże iść za mną. Rozumiesz? - patrzyłem na nią i oczekiwałem odpowiedzi. Czułem jak głośno biję jej serce. Moje z resztą też zaczęło bić mocniej. Podniosła swoją rękę i przejechała swoją dłonią po moim policzku, nadal patrząc mi w oczy. Nie znaliśmy się zbytnio długo, ale czułem się tak, jakbyśmy znali się od wieków. Miała duże i pełne usta, aż prosiły się, by oddać na nich pocałunek. Przybliżyłem się do niej, poczułem jej oddech na swojej skórze. Przymknąłem oczy, wpadłem w jakiś trans. Poczułem jej wargi na swoich, delikatnie je musnąłem. Otworzyłem oczy. Co ty Bieber do cholery robisz?! Nie mogłem pozwolić sobie na pocałunki. Nie chcę zadłużyć się w tej dziewczynie. Otrząsnąłem się Odsunąłem się od jej twarzy, a kciukiem przejechałem po jej wargach. Otworzyła oczy, z pewnością nie wiedziała o co chodzi.
- Nie teraz Lily. - odsunęłam się od niej. - Przepraszam.
- Nic się nie stało. - westchnęła. - Poczekam tutaj na ciebie i dam ci znać, gdy zauważę coś dziwnego. - uśmiechnęła się lekko. - Ale proszę, uważaj na siebie.
- Będę, nie martw się. - wziąłem broń i wyszedłem z samochodu. Włożyłem broń do tylnej kieszeni i zamknąłem drzwi. Wziąłem głęboki oddech i udałem się do budynku.
Usłyszałem, jak ktoś zmyka drzwi. Z pewnością był to Vinny. Szedłem korytarzem i skręciłem w prawo. Z dźwięku zamykanych drzwi wynikało, że są to drzwi na przeciwko mnie. Stanąłem przed nimi, wziąłem głęboki oddech. Zapukałem i stanąłem koło drzwi, by mnie nie zauważył. Moje serce zaczęło nerwowo bić. Wyjąłem pistolet z tylnej kieszeni.
Vinny otworzył drzwi.
- Jest tu kto? - usłyszałem jego głos. Wyszedł bardziej do przodu. - Kto pukał? - zapytał ponownie. Zdezorientowany obrócił się, a ja szybko stanąłem za nim i przyłożyłem lufę broni z tyłu jego głowy. Chłopak natychmiast się zatrzymał.
- Witaj ponownie. - powiedziałem z powagą.
- Czego chcesz?
- Zabrałeś coś chamsko pewnej pani, a ja cię ostrzegałem, byś był dla niej milszy. Cóż, nie posłuchałeś.
- Ta suka cię tu przysłała? - na te słowa przycisnąłem mocniej lufę do jego głowy.
- Nie tak ostro.
- Spokojnie. Wejdźmy, pogadamy na spokojnie. - zgodziłem się. Weszliśmy do jego mieszkania, a ja nadal trzymałem pistolet przy jego głowie.
- Gadaj gdzie jest kasa. - naciskałem na niego.
- Mówiłem już, spokojnie. Zdejmij lufę z mojej głowy. Denerwuję się gdy trzymasz ją tak blisko mnie, a wtedy ciężko mi się gada. - gadał zdenerwowany. Uznałem, że mogę to zrobić dla niego. Odsunąłem broń od jego głowy, lecz nadal trzymałem ją w dłoni. Obrócił się do mnie.
- Od razu lepiej.
- Przestań pierdolić, bo zaraz się rozmyślę. Oddaj kasę, będzie po sprawie.
- Jaką mam pewność, że mnie nie zabijesz po tym wszystkim?
- Dotrzymuje słowa, pod warunkiem, że jeżeli odejdę stąd z kasą, to nic nikomu nie powiesz. Wiesz, jeżeli piśniesz komuś jakieś słówko, to ja się znowu tutaj zjawię i wtedy zabiję cię jak psa, rozumiesz? A teraz przestań przedłużać, dawaj torbę, pakuj kasę, bo zaraz cię zastrzelę i sam ją znajdę! - nacelowałem broń na niego. Stał jak osłupiały. Otrząsnął się i wyjął z szafki torbę z pieniędzmi. Zachowywał się trochę podejrzanie, a to wszystko za łatwo szło. Musiałem zachować czujność. - Otwórz i pokaż mi, że te pieniądze rzeczywiście tam są. - on natychmiast ją otworzył. - Świetnie. - uśmiechnąłem się. Wziąłem torbę lewą ręką, a prawą nadal celowałem bronią na niego. - Masz nie zbliżać się do Lily i zapamiętaj, że mnie tutaj nie było. - zacząłem powoli się cofać ku drzwi. Może rzeczywiście to laluś, a udaję takiego kozaka przed kolegami? W myślach parsknąłem śmiechem, odwróciłem się. Miałem już wychodzić z tego korytarzyka, w którym znajdowało się tymczasowe mieszkanie Vinniego, lecz dostałem czymś w głowę i natychmiast upadłem na podłogę.
- Oj chłopie, chłopie. Popełniłeś największy błąd w swoim życiu. - powiedział Vinny i zaczął się śmiać, po czym poczułem kolejne uderzenie w głowę i straciłem przytomność. Jestem idiotą...
_______________________
Rozdział 5 podzieliłam na 2 części. Lubię trzymać Was w napięciu:D
Dziękuję za ponad 1400 wyświetleń i za tyle komentarzy:)
@biebsgangsta
Była wtedy taka bezradna. Nie uśmiechała się jak przedtem. Widocznie Vinny coś jeszcze dla niej znaczy, skoro tak bardzo się nim przejmuję. Jednoznacznie, mogę się mylić. Pewno chcę się na nim zemścić po tym wszystkim, co jej zrobił.
Musiałem przestać myśleć nad życiem uczuciowym Lily i prędko wymyślić jakiś plan, jak odebrać pieniądze temu dupkowi. Podczas, kiedy Lily bardziej wtulała się w moje ciało, ja obserwowałem grupkę chłopaków.
Przekazali coś sobie, po czym rozeszli się, a Vinny szedł ku jakiemuś samochodowi.
Puściłem Lily z uścisku.
- To jego samochód? - wskazałem głową, a ona się obróciła.
- Tak.
- A wiesz może gdzie on mieszka?
- Nie Justin. On mieszkał w małym miasteczku koło Los Angeles. Najwyraźniej tutaj miał do załatwienia jakąś sprawę. On kazał mi tutaj przyjechać, a potem mieliśmy ruszyć dalej.. - spuściła wzrok. Gdzie mieli wyjechać? Czy Lily miała coś wspólnego z tą grupką chłopaków?
- O czym ty mówisz? - złapałem ją za ramiona i spojrzałem w oczy.
- Justin.. To nie jest takie proste. - w jej oczach był w tej chwili żal. Wyrwała się i złapała mnie za rękę. - Obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Obiecaj mi, że zawsze będzie git.. - poczułem dziwny ucisk w żołądku. Te wszystkie jej słowa zabrzmiały tak, jakby zaraz miało mi się coś stać. Była cholernie tajemnicza, nie chciała mi nic powiedzieć. Wiedziałem, że muszę poznać całą prawdę, ale nie teraz.. Teraz, muszę wraz z nią odzyskać kasę i pojechać stąd, a dopiero potem szczerze z nią porozmawiam.
- Obiecuję. - uśmiechnąłem się do niej. - A teraz Lily chodź. Pojedziemy za nim. - pociągnąłem ją za rękę. Chwilę potem tkwiliśmy już w samochodzie.
Odpaliłem silnik i ruszyłem. Byłem w dość bezpiecznej odległości. by Vinny nic nie zauważył. Na szczęście audi miało przyciemnione szyby, więc nawet jeśli chciałby spojrzeć w lusterku, kto prowadzi, to nic mu to nie da.
Miałem w głowie ułożony plan.
- Lily, otwórz schowek i wyciągnij z niego broń. - wtedy nie byłem roztargniony. Byłem całkiem poważny. Lily zrobiła duże oczy. Otworzyła schowek i niepewnie wyciągnęła z niego broń.
- Jezus, Justin. Skąd ty to masz? - spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Nie bój się, to jest atrapa. Mam ją w razie wu. Jest dość ciężka i wygląda jak prawdziwa, ale to atrapa. Skoro ten Vinny chcę się bawić, to się zabawimy. - zmieniłem bieg i skręciłem w prawo.
- Zaczynam się ciebie bać.
- Jedynie kto może się teraz mnie bać, to jest ten dupek. - podniosłem brew. Samochód Vinniego zatrzymał się przy jakiejś posesji. Zatrzymałem się w cieniu przy wielkim drzewie, na bezpieczną odległość. Rozpiąłem pasy, Lily zrobiła to samo.
- Nie Lily. - spojrzałem na nią. - Zostań tutaj w samochodzie, nie wychodź z niego. W razie czego, zadzwoń do mnie, numer znajdziesz w notesie w schowku.
- Chyba oszalałeś. Nie puszcze cię tam samego. - w jej głosie było słychać irytację. Miło było, że się zaczęła o mnie bać, ale ja też nie chciałbym, żeby jej się coś stało. Złapałem ją za poliki i zbliżyłem jej twarz do swojej Z bliska jej oczy były jeszcze bardziej ładniejsze i magiczne. Przełknąłem ślinę.
- Posłuchaj.. - zacząłem. - Nic mi się nie stanie. Odbiorę mu pieniądze i pojedziemy stąd do hotelu. Ty musisz tutaj zostać i zaalarmować mnie, jeżeli banda jego kumpli tutaj przyjedzie. Broń cię panie Boże iść za mną. Rozumiesz? - patrzyłem na nią i oczekiwałem odpowiedzi. Czułem jak głośno biję jej serce. Moje z resztą też zaczęło bić mocniej. Podniosła swoją rękę i przejechała swoją dłonią po moim policzku, nadal patrząc mi w oczy. Nie znaliśmy się zbytnio długo, ale czułem się tak, jakbyśmy znali się od wieków. Miała duże i pełne usta, aż prosiły się, by oddać na nich pocałunek. Przybliżyłem się do niej, poczułem jej oddech na swojej skórze. Przymknąłem oczy, wpadłem w jakiś trans. Poczułem jej wargi na swoich, delikatnie je musnąłem. Otworzyłem oczy. Co ty Bieber do cholery robisz?! Nie mogłem pozwolić sobie na pocałunki. Nie chcę zadłużyć się w tej dziewczynie. Otrząsnąłem się Odsunąłem się od jej twarzy, a kciukiem przejechałem po jej wargach. Otworzyła oczy, z pewnością nie wiedziała o co chodzi.
- Nie teraz Lily. - odsunęłam się od niej. - Przepraszam.
- Nic się nie stało. - westchnęła. - Poczekam tutaj na ciebie i dam ci znać, gdy zauważę coś dziwnego. - uśmiechnęła się lekko. - Ale proszę, uważaj na siebie.
- Będę, nie martw się. - wziąłem broń i wyszedłem z samochodu. Włożyłem broń do tylnej kieszeni i zamknąłem drzwi. Wziąłem głęboki oddech i udałem się do budynku.
Usłyszałem, jak ktoś zmyka drzwi. Z pewnością był to Vinny. Szedłem korytarzem i skręciłem w prawo. Z dźwięku zamykanych drzwi wynikało, że są to drzwi na przeciwko mnie. Stanąłem przed nimi, wziąłem głęboki oddech. Zapukałem i stanąłem koło drzwi, by mnie nie zauważył. Moje serce zaczęło nerwowo bić. Wyjąłem pistolet z tylnej kieszeni.
Vinny otworzył drzwi.
- Jest tu kto? - usłyszałem jego głos. Wyszedł bardziej do przodu. - Kto pukał? - zapytał ponownie. Zdezorientowany obrócił się, a ja szybko stanąłem za nim i przyłożyłem lufę broni z tyłu jego głowy. Chłopak natychmiast się zatrzymał.
- Witaj ponownie. - powiedziałem z powagą.
- Czego chcesz?
- Zabrałeś coś chamsko pewnej pani, a ja cię ostrzegałem, byś był dla niej milszy. Cóż, nie posłuchałeś.
- Ta suka cię tu przysłała? - na te słowa przycisnąłem mocniej lufę do jego głowy.
- Nie tak ostro.
- Spokojnie. Wejdźmy, pogadamy na spokojnie. - zgodziłem się. Weszliśmy do jego mieszkania, a ja nadal trzymałem pistolet przy jego głowie.
- Gadaj gdzie jest kasa. - naciskałem na niego.
- Mówiłem już, spokojnie. Zdejmij lufę z mojej głowy. Denerwuję się gdy trzymasz ją tak blisko mnie, a wtedy ciężko mi się gada. - gadał zdenerwowany. Uznałem, że mogę to zrobić dla niego. Odsunąłem broń od jego głowy, lecz nadal trzymałem ją w dłoni. Obrócił się do mnie.
- Od razu lepiej.
- Przestań pierdolić, bo zaraz się rozmyślę. Oddaj kasę, będzie po sprawie.
- Jaką mam pewność, że mnie nie zabijesz po tym wszystkim?
- Dotrzymuje słowa, pod warunkiem, że jeżeli odejdę stąd z kasą, to nic nikomu nie powiesz. Wiesz, jeżeli piśniesz komuś jakieś słówko, to ja się znowu tutaj zjawię i wtedy zabiję cię jak psa, rozumiesz? A teraz przestań przedłużać, dawaj torbę, pakuj kasę, bo zaraz cię zastrzelę i sam ją znajdę! - nacelowałem broń na niego. Stał jak osłupiały. Otrząsnął się i wyjął z szafki torbę z pieniędzmi. Zachowywał się trochę podejrzanie, a to wszystko za łatwo szło. Musiałem zachować czujność. - Otwórz i pokaż mi, że te pieniądze rzeczywiście tam są. - on natychmiast ją otworzył. - Świetnie. - uśmiechnąłem się. Wziąłem torbę lewą ręką, a prawą nadal celowałem bronią na niego. - Masz nie zbliżać się do Lily i zapamiętaj, że mnie tutaj nie było. - zacząłem powoli się cofać ku drzwi. Może rzeczywiście to laluś, a udaję takiego kozaka przed kolegami? W myślach parsknąłem śmiechem, odwróciłem się. Miałem już wychodzić z tego korytarzyka, w którym znajdowało się tymczasowe mieszkanie Vinniego, lecz dostałem czymś w głowę i natychmiast upadłem na podłogę.
- Oj chłopie, chłopie. Popełniłeś największy błąd w swoim życiu. - powiedział Vinny i zaczął się śmiać, po czym poczułem kolejne uderzenie w głowę i straciłem przytomność. Jestem idiotą...
_______________________
Rozdział 5 podzieliłam na 2 części. Lubię trzymać Was w napięciu:D
Dziękuję za ponad 1400 wyświetleń i za tyle komentarzy:)
@biebsgangsta
czwartek, 24 stycznia 2013
Czwarty.
Weszliśmy z Lily do windy. Nacisnąłem guzik na parter. Przymknąłem oczy, ponieważ niezbyt lubiłem jeździć windą. Przygryzając dolną wargę, zorientowałem się, że moja ręka nadal tkwi na talii Lily. Speszyłem się i delikatnie puściłem jej talię.
Odwróciła głowę w moją stronę. Chyba również była lekko zażenowana, ale mimo tego posłała mi uśmiech. Spojrzała na mnie z iskrami w oczach, a ja nie wiedziałem co zrobić. Naprawdę potrafiła nimi zaczarować.. Podrapałem się po karku i odwróciłem głowę, po czym spojrzałem w dół przygryzając wargę. Przestań do cholery się tak na mnie uwodzicielsko gapić! Dziewczyna się zaśmiała, a mnie ogarnęła fala ciepła.
Wyszliśmy z windy. Przechodząc koło recepcji puściłem oczko Samancie, a ona to odwzajemniła. Uśmiechnąłem się pokazując swoje zęby, a po chwili tkwiliśmy już w restauracji hotelowej.
Całość rozświetlały żyrandole. Przy ścianie stało wielkie akwarium, a gdzieniegdzie stały palmy. Nie było tutaj zbytnio dużo ludzi, w końcu była godzina około 22:30, więc czego się spodziewać?
Lily upatrzyła stolik dla dwóch osób koło akwarium. Było to świetne miejsce, więc nie protestowałem. Odsunąłem jej krzesło, po czym sam usiadłem naprzeciwko niej.
- Co się tak rozglądasz? - zapytałem biorąc kartę menu.
- Nie bywam w takich miejscach. - spojrzała się za siebie. - Frajerzy, wszędzie mają te akwaria.
- Cóż.. Całkiem dostojny hotel, dbają o wygląd. - wzrokiem jeździłem po menu. Były w nim takie potrawy, że nie umiałem wymówić tych nazw. Szukałem czegoś dla siebie, a jedyne co znalazłem, to tylko kurczak z sosie słodko kwaśnym z ziemniakami z pieca. Na cenę nie patrzyłem, ponieważ zapłaciłem za nocleg wraz z kolacją, śniadaniem i obiadem. Spojrzałem na Lily.
- Jezu.. - wywróciła oczami.
- Co jest?
- Naprawdę chcesz to jeść? - spojrzała na mnie zamykając menu.
- Mamy inny wybór? - również zamknąłem menu. Podparłem głowę o łokieć, czekając na odpowiedź.
- Tak. - uśmiechnęła się. - Zjadłabym... Hamburgera z frytkami, wypiłabym dużą colę, a na koniec bekłabym na całą knajpę. - zaśmiałem się na te słowa. Była zupełnie inna niż wszystkie inne dziewczyny, z którymi do tej pory się spotykałem. - Albo nie.. Zamiast coli, wolałabym kufel zimnego piwa. - podparła swoją głowę o łokieć i spojrzała w górę, z pewnością marząc o tym jedzeniu.
- Ja zamiast hamburgera zjadłbym kebaba, bo dawno nie jadłem. - zacząłem marzyć wraz z nią.
Lily spojrzała się na mnie z chytrym uśmieszkiem. Złapała mnie za rękę.
- To chodź. - wskazała głową do wyjścia.
- Naprawdę chcesz iść? - spojrzałem na nią.
- Serio, wolisz tu zostać i jeść jakiegoś indyczka z sałateczką? Pomyśl tylko o tym kebabie.. - poczułem ukłucie w żołądku na jej słowa.
Chwilę później przyszliśmy do knajpki, która była otwarta do godziny 24, więc mieliśmy jeszcze trochę czasu. Usiedliśmy przy oknie naprzeciwko siebie.
W przeciwieństwie do restauracji w hotelu, tutaj było więcej ludzi, którzy zajadali się bekonem, frytkami i pili piwo, wspominając swoje dawne miłości. Kelnerka ubrana w różowo biały strój roboczy z czepkiem na głowie, latała z notesikiem od stolika do stolika, przynosząc kolejne zamówienia. Pokiwałem ręką, by do nas podeszła. Stanęła przy naszym stoliku, a Lily się uśmiechnęła.
- Co podać? - zapytała otwierając notes. Była już gotowa do pisania zamówienie.
- Dużego hamburgera z frytkami, 2 kufle zimnego piwa i kebab. - odpowiedziałem, a kelnerka natychmiast zapisała wszystko w notesie.
- Będzie gotowe za 10 minut. - uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy. - odwzajemniłem jej uśmiech, a chwilę po tym kelnerka odeszła.
Lily oparła się o oparcie małej czerwonej kanapy, założyła nogę na nogę i złapała rękoma za kolano, wpatrując się w to, co się dzieję za szybą. Wyjąłem swój drugi telefon, patrząc, czy Ryan się odezwał.
Wystukałem, że dojechałem już na miejsce, i że jest wszystko w porządku, po czym schowałem telefon do kieszeni spodni. Oparłem głowę o łokieć i spojrzałem na Lily. Miała odpiętą bluzę, białą koszulkę z guzikami przy dekolcie. Miała odpięte 3 guziki, było widać jej mały kawałek piersi. Jej lokowane włosy spadały na jej lekką odsłoniętą pierś, co dodawało jej uroku. Oczy jej świeciły, gdy patrzyła się na księżyc. Przygryzłem wargę, bo naprawdę była bardzo ładna i seksowna. Jestem cholernie ciekaw, co przydarzy nam się niebawem.
- Mam coś na twarzy? - spojrzała na mnie z powagą. Otrząsnąłem się.
- Nie. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że dziewczyna zaproponowała mi kufel zimnego piwa. - zaśmiałem się.
- Jak widzisz, wolę piwo, od jakiegoś żarcia dla frajerów z garniturkach. - wzruszyła ramionami. - Poza tym, piwo jest dobre. - przygryzła wargę.
- Ciekawe czym mnie jeszcze zaskoczysz. - oparłem się o małą kanapę, a ręce splotłem przy klatce piersiowej. Lily przybliżyła się do mnie przez stół. Spojrzała mi w oczy.
- Niech to będzie nasza mała słodka tajemnica. - szepnęła i usiadła, a kelnerka przyniosła nam zamówienie.
Ciekawe co ma na myśli, z tą małą słodką tajemnicą, ale z pewnością dowiem się niebawem o co chodzi, bo ta dziewczyna lubiła zaskakiwać.
- Smacznego. - kelnerka podała nam posiłek, a potem obok mnie małą karteczkę. Z pewnością był to rachunek. Odsunąłem go na chwilę na bok.
- Smacznego Lily. - wziąłem w dłonie kebaba.
- Wzajemnie Justin. - uśmiechnęła się i wzięła się za jedzenie hamburgera.
Po paru minutach cały posiłek wraz z piwem wylądował w naszych żołądkach. Lily, tak jak chciała bekła, lecz po cichu, na co ja się zaśmiałem. Wytarłem usta chusteczką i chciałem wziąć rachunek, lecz Lily była szybsza.
- Mówiłeś, że olewamy wszystko tak? - znów przybliżyła się do mnie. - Więc zaczynamy, olejmy wszystko! - rozdarła rachunek, zadziornie się uśmiechając, po czym szybko schowała go w dłoniach i usiadła z powrotem na miejsce.
Uniosłem brew do góry. Tak po prostu mamy sobie stąd wyjść? Mówiłem, że chcę olać wszystko, ale nie dosłownie. Nie chciałbym mieć już glin na karku w pierwszym dniu wyjazdu. Poza tym, rachunek nie był zbyt wielki. Spokojnie mogłem za niego zapłacić.
- Lily, nie. - wyjąłem drobne z kieszeni. - Chcesz mieć problemy już w pierwszym dniu wyjazdu?
Spojrzała się na mnie jak na wariata.
- Przecież mówiłeś, że olewamy wszystko.. - wywróciła oczami.
- Spójrz na to z innej perspektywy. Chcesz już siedzieć na komisariacie? - nie zdążyłem dokończyć.
- Przecież to głupi rachunek! - powiedziała oburzona.
- Wiem, że to tylko głupi rachunek, ale nie przetłumaczysz im tego. Moi rodzice na pewno zgłosili moje zaginięcie, a jeżeli trafię na komisariat, to oni ich o tym poinformują i z naszej wyprawy będzie nici. - spojrzałem na nią, a ona skrzyżowała ręce na piersi odwracając głowę, by móc na mnie nie patrzeć. - Przestań mnie ignorować. To tylko głupie 25 dolców. - położyłem kasę na stolik. - Daj mi ten rachunek. - wyciągnąłem rękę przez stół. - Nie będę prosił trylion razy. - spoważniałem. Lily dała mi rachunek. Lekko go wyprostowałem i położyłem obie części obok kasy. - A teraz wracamy do hotelu i proszę, nie obrażaj się o byle co. Tutaj nie ma miejsca na fochy. - wstałem.
- Niech ci będzie. - warknęła i wstała.
- Grzeczna dziewczynka. - uśmiechnąłem się zadziornie, a ona tylko wywróciła oczami i wszyła pierwsza z knajpy.
Stała nadal ze skrzyżowanymi rękoma na piersi i wpatrywała się w jakąś grupkę chłopaków. Stanąłem za nią i włożyłem ręce do kieszeni.
- Co jest, samochód jest po prawo. - powiedziałem.
- Cicho, to ten dupek Vinny. Mój były, który zabrał mi pieniądze, po akcji za barem. - spojrzała na mnie kątem oka. - Justin, on mi zabrał całą kasę. Muszę ją odzyskać. - odwróciła się do mnie. Nie była taka jak parę minut temu. Brakowało jej uśmiechu na twarzy. Teraz była smutna.
Przytuliłem ją do siebie.
- Nie martw się. Odzyskamy pieniądze i ten kutas nas popamięta. - oznajmiłem patrząc się nadal na grupkę chłopaków.
______________________________________
Przepraszam, że dopiero teraz dodaję. Nie mogłam wcześniej.
Dziękuję za wyświetlenia i komentarze!:)
@biebsgangsta
Odwróciła głowę w moją stronę. Chyba również była lekko zażenowana, ale mimo tego posłała mi uśmiech. Spojrzała na mnie z iskrami w oczach, a ja nie wiedziałem co zrobić. Naprawdę potrafiła nimi zaczarować.. Podrapałem się po karku i odwróciłem głowę, po czym spojrzałem w dół przygryzając wargę. Przestań do cholery się tak na mnie uwodzicielsko gapić! Dziewczyna się zaśmiała, a mnie ogarnęła fala ciepła.
Wyszliśmy z windy. Przechodząc koło recepcji puściłem oczko Samancie, a ona to odwzajemniła. Uśmiechnąłem się pokazując swoje zęby, a po chwili tkwiliśmy już w restauracji hotelowej.
Całość rozświetlały żyrandole. Przy ścianie stało wielkie akwarium, a gdzieniegdzie stały palmy. Nie było tutaj zbytnio dużo ludzi, w końcu była godzina około 22:30, więc czego się spodziewać?
Lily upatrzyła stolik dla dwóch osób koło akwarium. Było to świetne miejsce, więc nie protestowałem. Odsunąłem jej krzesło, po czym sam usiadłem naprzeciwko niej.
- Co się tak rozglądasz? - zapytałem biorąc kartę menu.
- Nie bywam w takich miejscach. - spojrzała się za siebie. - Frajerzy, wszędzie mają te akwaria.
- Cóż.. Całkiem dostojny hotel, dbają o wygląd. - wzrokiem jeździłem po menu. Były w nim takie potrawy, że nie umiałem wymówić tych nazw. Szukałem czegoś dla siebie, a jedyne co znalazłem, to tylko kurczak z sosie słodko kwaśnym z ziemniakami z pieca. Na cenę nie patrzyłem, ponieważ zapłaciłem za nocleg wraz z kolacją, śniadaniem i obiadem. Spojrzałem na Lily.
- Jezu.. - wywróciła oczami.
- Co jest?
- Naprawdę chcesz to jeść? - spojrzała na mnie zamykając menu.
- Mamy inny wybór? - również zamknąłem menu. Podparłem głowę o łokieć, czekając na odpowiedź.
- Tak. - uśmiechnęła się. - Zjadłabym... Hamburgera z frytkami, wypiłabym dużą colę, a na koniec bekłabym na całą knajpę. - zaśmiałem się na te słowa. Była zupełnie inna niż wszystkie inne dziewczyny, z którymi do tej pory się spotykałem. - Albo nie.. Zamiast coli, wolałabym kufel zimnego piwa. - podparła swoją głowę o łokieć i spojrzała w górę, z pewnością marząc o tym jedzeniu.
- Ja zamiast hamburgera zjadłbym kebaba, bo dawno nie jadłem. - zacząłem marzyć wraz z nią.
Lily spojrzała się na mnie z chytrym uśmieszkiem. Złapała mnie za rękę.
- To chodź. - wskazała głową do wyjścia.
- Naprawdę chcesz iść? - spojrzałem na nią.
- Serio, wolisz tu zostać i jeść jakiegoś indyczka z sałateczką? Pomyśl tylko o tym kebabie.. - poczułem ukłucie w żołądku na jej słowa.
Chwilę później przyszliśmy do knajpki, która była otwarta do godziny 24, więc mieliśmy jeszcze trochę czasu. Usiedliśmy przy oknie naprzeciwko siebie.
W przeciwieństwie do restauracji w hotelu, tutaj było więcej ludzi, którzy zajadali się bekonem, frytkami i pili piwo, wspominając swoje dawne miłości. Kelnerka ubrana w różowo biały strój roboczy z czepkiem na głowie, latała z notesikiem od stolika do stolika, przynosząc kolejne zamówienia. Pokiwałem ręką, by do nas podeszła. Stanęła przy naszym stoliku, a Lily się uśmiechnęła.
- Co podać? - zapytała otwierając notes. Była już gotowa do pisania zamówienie.
- Dużego hamburgera z frytkami, 2 kufle zimnego piwa i kebab. - odpowiedziałem, a kelnerka natychmiast zapisała wszystko w notesie.
- Będzie gotowe za 10 minut. - uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy. - odwzajemniłem jej uśmiech, a chwilę po tym kelnerka odeszła.
Lily oparła się o oparcie małej czerwonej kanapy, założyła nogę na nogę i złapała rękoma za kolano, wpatrując się w to, co się dzieję za szybą. Wyjąłem swój drugi telefon, patrząc, czy Ryan się odezwał.
Wystukałem, że dojechałem już na miejsce, i że jest wszystko w porządku, po czym schowałem telefon do kieszeni spodni. Oparłem głowę o łokieć i spojrzałem na Lily. Miała odpiętą bluzę, białą koszulkę z guzikami przy dekolcie. Miała odpięte 3 guziki, było widać jej mały kawałek piersi. Jej lokowane włosy spadały na jej lekką odsłoniętą pierś, co dodawało jej uroku. Oczy jej świeciły, gdy patrzyła się na księżyc. Przygryzłem wargę, bo naprawdę była bardzo ładna i seksowna. Jestem cholernie ciekaw, co przydarzy nam się niebawem.
- Mam coś na twarzy? - spojrzała na mnie z powagą. Otrząsnąłem się.
- Nie. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że dziewczyna zaproponowała mi kufel zimnego piwa. - zaśmiałem się.
- Jak widzisz, wolę piwo, od jakiegoś żarcia dla frajerów z garniturkach. - wzruszyła ramionami. - Poza tym, piwo jest dobre. - przygryzła wargę.
- Ciekawe czym mnie jeszcze zaskoczysz. - oparłem się o małą kanapę, a ręce splotłem przy klatce piersiowej. Lily przybliżyła się do mnie przez stół. Spojrzała mi w oczy.
- Niech to będzie nasza mała słodka tajemnica. - szepnęła i usiadła, a kelnerka przyniosła nam zamówienie.
Ciekawe co ma na myśli, z tą małą słodką tajemnicą, ale z pewnością dowiem się niebawem o co chodzi, bo ta dziewczyna lubiła zaskakiwać.
- Smacznego. - kelnerka podała nam posiłek, a potem obok mnie małą karteczkę. Z pewnością był to rachunek. Odsunąłem go na chwilę na bok.
- Smacznego Lily. - wziąłem w dłonie kebaba.
- Wzajemnie Justin. - uśmiechnęła się i wzięła się za jedzenie hamburgera.
Po paru minutach cały posiłek wraz z piwem wylądował w naszych żołądkach. Lily, tak jak chciała bekła, lecz po cichu, na co ja się zaśmiałem. Wytarłem usta chusteczką i chciałem wziąć rachunek, lecz Lily była szybsza.
- Mówiłeś, że olewamy wszystko tak? - znów przybliżyła się do mnie. - Więc zaczynamy, olejmy wszystko! - rozdarła rachunek, zadziornie się uśmiechając, po czym szybko schowała go w dłoniach i usiadła z powrotem na miejsce.
Uniosłem brew do góry. Tak po prostu mamy sobie stąd wyjść? Mówiłem, że chcę olać wszystko, ale nie dosłownie. Nie chciałbym mieć już glin na karku w pierwszym dniu wyjazdu. Poza tym, rachunek nie był zbyt wielki. Spokojnie mogłem za niego zapłacić.
- Lily, nie. - wyjąłem drobne z kieszeni. - Chcesz mieć problemy już w pierwszym dniu wyjazdu?
Spojrzała się na mnie jak na wariata.
- Przecież mówiłeś, że olewamy wszystko.. - wywróciła oczami.
- Spójrz na to z innej perspektywy. Chcesz już siedzieć na komisariacie? - nie zdążyłem dokończyć.
- Przecież to głupi rachunek! - powiedziała oburzona.
- Wiem, że to tylko głupi rachunek, ale nie przetłumaczysz im tego. Moi rodzice na pewno zgłosili moje zaginięcie, a jeżeli trafię na komisariat, to oni ich o tym poinformują i z naszej wyprawy będzie nici. - spojrzałem na nią, a ona skrzyżowała ręce na piersi odwracając głowę, by móc na mnie nie patrzeć. - Przestań mnie ignorować. To tylko głupie 25 dolców. - położyłem kasę na stolik. - Daj mi ten rachunek. - wyciągnąłem rękę przez stół. - Nie będę prosił trylion razy. - spoważniałem. Lily dała mi rachunek. Lekko go wyprostowałem i położyłem obie części obok kasy. - A teraz wracamy do hotelu i proszę, nie obrażaj się o byle co. Tutaj nie ma miejsca na fochy. - wstałem.
- Niech ci będzie. - warknęła i wstała.
- Grzeczna dziewczynka. - uśmiechnąłem się zadziornie, a ona tylko wywróciła oczami i wszyła pierwsza z knajpy.
Stała nadal ze skrzyżowanymi rękoma na piersi i wpatrywała się w jakąś grupkę chłopaków. Stanąłem za nią i włożyłem ręce do kieszeni.
- Co jest, samochód jest po prawo. - powiedziałem.
- Cicho, to ten dupek Vinny. Mój były, który zabrał mi pieniądze, po akcji za barem. - spojrzała na mnie kątem oka. - Justin, on mi zabrał całą kasę. Muszę ją odzyskać. - odwróciła się do mnie. Nie była taka jak parę minut temu. Brakowało jej uśmiechu na twarzy. Teraz była smutna.
Przytuliłem ją do siebie.
- Nie martw się. Odzyskamy pieniądze i ten kutas nas popamięta. - oznajmiłem patrząc się nadal na grupkę chłopaków.
______________________________________
Przepraszam, że dopiero teraz dodaję. Nie mogłam wcześniej.
Dziękuję za wyświetlenia i komentarze!:)
@biebsgangsta
wtorek, 22 stycznia 2013
Trzeci.
Bez wątpienia z Lily nie będę się nudził. Z pewnością pokażę mi, jak się bawić. Ale z rozsądkiem. Stanowiliśmy teraz jedną drużynę. Jednoznacznie muszę ją pilnować, po tym co widziałem za barem. Najbardziej byłem ciekawy jej przeszłości. Po jej słowach w samochodzie, że jej życie ostatnio nie było za bardzo spokojnie, dało mi do myślenia.
Jeździliśmy po Los Angeles, szukając jakiegoś noclegu. Lily oparła się łokciami o schowek i wpatrywała się, co się dzieję za szybą. Mi coraz bardziej pociły się ręce z nerw, ponieważ już jakieś 2 pijane osoby, prawie wpadły mi pod samochód.
- Kurwa.. - powiedziałem pod nosem, marszcząc czoło.
- Spokojnie. - uśmiechnęła się Lily.
- Jak mam być spokojny, jak te pijane świnie po kolei chcą mi wpaść pod samochód? - marudziłem. Zmieniłem bieg i za chwilę skręciłem w lewo, kierując się do hotelu. - Nie chcę mieć jakiegoś chuja na sumieniu, a tym bardziej policji po tym na karku.
- Na pewno skończyła się jakaś impreza w clubie. Dlatego jest tutaj ich tak dużo. Spokojnie, skup się, a jeżeli ktoś wpadnie pod samochód, to będzie z jego winy. - zapewniała mnie Lily.
- Może i masz rac.... - gwałtownie zatrzymałem samochód, a mój oddech nagle przyśpieszył. Z nerw wszystkie włosy stanęły mi dębem, a Lily prawie uderzyła głową o schowek. Przed nami stał młody chłopak, który się śmiał pod nosem z rękoma w górze. Miałem tego dość i otworzyłem okno, wyjrzałem przez nie.
- Uważaj jak leziesz! - warknąłem. Byłem pewnie cały czerwony od złości.
- Spokojnie kierowniku. Przepraszam. Już mnie tu nie ma! - zapewniał mnie chłopak. Za chwilę zniknął mi z pasów i kierował się ku jakiemuś budynkowi. Uważnie obserwowałem gdzie lezie, po czym schowałem głowę i zamknąłem okno.
- Pierdolone szczury. - warknąłem. Lily zaczęła się śmiać. Spojrzałem na nią, unosząc brew do góry. - Co ciebie tak śmieszy? - nie wiedziałem o co chodzi.
- Ty. - uniosła brwi do góry. - Nigdy nie byłeś pijany?
- Byłem, ale nie wchodziłem specjalnie komuś pod samochód.
- Dobra, jedź. - zaśmiała się i rozsiadła się na fotelu.
Poprawiłem włosy i odpaliłem silnik. Kierowałem się w stronę hotelu, w którym dzisiaj przenocuję z Lily. Wezmę prysznic i nareszcie sobie odpocznę..
Zatrzymaliśmy się na parkingu, przed hotelem o nazwie Bistro. Pod nazwą widniały 4 gwiazdki, co wskazywało, że hotel był elegancki, ale i też dość drogi.
- Chcesz się tutaj zatrzymać? - zapytała Lily.
- Czemu nie?
- Pewno jest drogi. - spojrzała na mnie. Odpiąłem pasy i złapałem ręką za przednie lusterko. Dokładnie się w nim przejrzałem.
- Widzisz Lily.. - poprawiłem włosy i spojrzałem na nią, nadal trzymając lusterko. - Raz można sobie na to pozwolić.. Poza tym.. Olewamy wszystko, nawet koszty. - uśmiechnąłem się i puściłem lusterko. - Wysiadamy. - wskazałem głową, po czym wysiadłem. Podszedłem wraz z Lily do bagażnika.
- Z tobą raczej nie będę się nudzić. - spojrzała na mnie Lily, a ja podałem jej bagaż. Poruszyłem zabawnie brwiami, po czym zaśmiałem się i wziąłem swój bagaż. Zamknąłem bagażnik, potem samochód i chwyciłem za klamkę upewniając się, że samochód rzeczywiście jej zamknięty. Spojrzałem na zegarek: 22:06. Cicho westchnąłem i wszedłem z Lily do hotelu.
Wnętrze było tropikalne. Ściany były biało-brązowe, na nich drobne malunki. Przy drzwiach stały dwie palmy po obu stronach, a do recepcji prowadził czerwony dywan. Za recepcjonistką stało wielkie akwarium z rybkami, a na szkle wielki napis Bistro, a pod nim 4 gwiazdki. Lily uważnie rozglądała się po wnętrzu, a ja podszedłem do lady.
- Witam w hotelu Bistro, w czym mogę pomóc? - uśmiechnęła się szeroko recepcjonistka. Miała długie, czarne, falowane włosy, białą koszulę z 1 rozpiętym guzikiem, a przy prawej piersi zawieszony mały identyfikator z imieniem i nazwiskiem Samantha McGaver.
- Dobry wieczór. Pokój 2- osobowy, najlepiej z osobnymi pokojami. Na jedną noc. - posłałem jej czarujące spojrzenie wraz z uśmiechem. Samantha posłuchała mnie i zaraz sprawdziła w bazie hotelu, czy są jakieś wolne pokoje.
- Czy może być na ostatnim piętrze? - spojrzała na mnie.
- Tak. - recepcjonistka natychmiast schyliła się po kluczyk, a ja wyjąłem moją srebrną kartę z napisem Visa i położyłem ją na ladzie. Lily stała koło mnie i przyglądała się recepcjonistce, ilustrując każdy jej ruch. Miała wzrok, jakby miała za chwilę ją zabić, a ja się tylko zaśmiałem.
- Co? - spojrzała na mnie Lily.
- Nic. - wzruszyłem ramionami.
- Proszę bardzo. Pokój 267, ostatnie piętro. - recepcjonistka podała mi kluczyk i moją kartę.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się. Spojrzałem na jej identyfikator. - Samantho. - dodałem i posłałem kolejne czarujące spojrzenie, a policzki recepcjonistki zaraz oblały się rumieńcem. Jak ja lubię zawstydzać dziewczyny.
Udałem się z Lily do eleganckiej windy. Nacisnąłem guziczek na ostatnie piętro i oparłem się o ściankę windy, a jedną nogę zgiąłem w kolanie, pozwalając mojej podeszwie dotykać ścianki. Obserwowałem Lily. Nie zwracała na mnie uwagi. Pewno była zła za to, że trochę flirtowałem z recepcjonistką, ale ja nic nie poradzę na to, że była ładna. Poza tym z Lily nie byliśmy parą, więc nie rozumiem jej wściekania.
Rozbrzmiał dong. Wyszliśmy z windy i udaliśmy się do pokoju 267 nadal nie odzywając się do siebie. Otworzyłem pokój i przepuściłem ją w drzwiach.
Wnętrze było niesamowite. Byłem ciekaw ile zapłaciłem za jedną noc, ale postanowiłem się tym kompletnie nie martwić. Lily natychmiast rzuciła się na łóżko. Przewróciła się na plecy, a ja się uśmiechnąłem.
- Żyć nie umierać. - powiedziała. Rzuciłem bagaż i otworzyłem kolejny pokój. To była łazienka. Duży prysznic, na środku dywanik. Brązowe kafelki, w rogu palma. Przy ścianie stała wielka umywalka, a nad nią wisiało duże lustro. Na przeciwko umywalki znajdował się sedes, a obok niego wieszak , na którym wisiał brązowy i biały ręcznik. Całe wnętrze rozświetlił żyrandol, a ja kolejny raz się uśmiechnąłem, że ten hotel, był dobrym wyborem. Wyszedłem z łazienki, by poinformować Lily o super łazience, lecz jej nie było.
- Lily, gdzie jesteś? - zacząłem się rozglądać, aż zauważyłem otworzone drzwi balkonowe. Lily stała przy barierce, położyła obie dłonie na niej i wpatrywała się w Los Angeles nocą. Okazało się, że to był taras. Obok Lily stał stolik, dwa krzesła. Przed stolikiem stał wielki regał, podobny do doniczki, a w niej jakieś tropikalne rośliny, których nazw nie znałem.
Stanąłem koło Lily. Oparłem się na łokciach, dłonie splotłem i wraz z nią podziwiałem ten niesamowity widok. Czułem chłód nocy. Wziąłem głęboki oddech i przymknąłem oczy.
Wyobraziłem sobie matkę i ojca. Ojciec teraz przytula matkę oznajmiając, że się znajdę. Pocałował ją w czoło, a ja poczułem dziwny ucisk w żołądku. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że zostawiłem ich bez żadnej wiadomości, dotyczącej, że żyje, ale po tym wszystkim, co działo się ostatnio w moim życiu, jakoś się teraz zbytnio tym nie przejmowałem. Mam 19 lat. Musiałem w końcu się usamodzielnić i nie pozwolić, by matka wiecznie kierowała moim życiem. Kochałem ją nad życie, ale to jest dla niej nauczka.
- O czym myślisz? - powiedziała Lily, a ja natychmiast się otrząsnąłem.
- O rodzinie. - wpatrywałem się w dal. - Ciekawe, co teraz robią..
- Pewno się zamartwiają. - westchnęła.
- Pewno tak.. - potwierdziłem i spuściłem wzrok.
- Wiesz.. - zaczęła Lily, a ja obróciłem głowę w jej stronę. - Dziękuję, że mogę uczestniczyć z tobą w tej podróży. Uśmiechnąłem się.
- Drobiazg.
- Naprawdę się cieszę. Będę mogła się rozerwać i zapomnieć na moment o moich problemach. - spojrzała mi w oczy. Natychmiast mnie nimi zaczarowała. Podeszła do mnie bliżej i położyła swoją rękę na moją klatkę piersiową, spuściła wzrok w dół. - Z tobą... - spojrzała mi w oczy, uśmiechnęła się i przejechała ręką po mojej klatce piersiowej, a ja poczułem ukłucie w żołądku. Musiałem to przerwać. Złapałem ją za rękę, przybliżyłem do swojej twarzy i oddałem swoimi ciepłymi wargami na niej pocałunek.
- Ja też się cieszę. - uśmiechnąłem się, a Lily oblała się rumieńcami. - A teraz chodź coś zjeść, bo za chwilkę umrę z głodu. - puściłem jej rękę. Złapałem ją jedną ręką za talię i udałem się z nią do restauracji hotelowej.
____________________________________________
Powoli się rozkręca:D
Jak zwykle chcę Wam podziękować, za komentarze i wyświetlenia - jesteście wielcy.
@biebsgangsta
Jeździliśmy po Los Angeles, szukając jakiegoś noclegu. Lily oparła się łokciami o schowek i wpatrywała się, co się dzieję za szybą. Mi coraz bardziej pociły się ręce z nerw, ponieważ już jakieś 2 pijane osoby, prawie wpadły mi pod samochód.
- Kurwa.. - powiedziałem pod nosem, marszcząc czoło.
- Spokojnie. - uśmiechnęła się Lily.
- Jak mam być spokojny, jak te pijane świnie po kolei chcą mi wpaść pod samochód? - marudziłem. Zmieniłem bieg i za chwilę skręciłem w lewo, kierując się do hotelu. - Nie chcę mieć jakiegoś chuja na sumieniu, a tym bardziej policji po tym na karku.
- Na pewno skończyła się jakaś impreza w clubie. Dlatego jest tutaj ich tak dużo. Spokojnie, skup się, a jeżeli ktoś wpadnie pod samochód, to będzie z jego winy. - zapewniała mnie Lily.
- Może i masz rac.... - gwałtownie zatrzymałem samochód, a mój oddech nagle przyśpieszył. Z nerw wszystkie włosy stanęły mi dębem, a Lily prawie uderzyła głową o schowek. Przed nami stał młody chłopak, który się śmiał pod nosem z rękoma w górze. Miałem tego dość i otworzyłem okno, wyjrzałem przez nie.
- Uważaj jak leziesz! - warknąłem. Byłem pewnie cały czerwony od złości.
- Spokojnie kierowniku. Przepraszam. Już mnie tu nie ma! - zapewniał mnie chłopak. Za chwilę zniknął mi z pasów i kierował się ku jakiemuś budynkowi. Uważnie obserwowałem gdzie lezie, po czym schowałem głowę i zamknąłem okno.
- Pierdolone szczury. - warknąłem. Lily zaczęła się śmiać. Spojrzałem na nią, unosząc brew do góry. - Co ciebie tak śmieszy? - nie wiedziałem o co chodzi.
- Ty. - uniosła brwi do góry. - Nigdy nie byłeś pijany?
- Byłem, ale nie wchodziłem specjalnie komuś pod samochód.
- Dobra, jedź. - zaśmiała się i rozsiadła się na fotelu.
Poprawiłem włosy i odpaliłem silnik. Kierowałem się w stronę hotelu, w którym dzisiaj przenocuję z Lily. Wezmę prysznic i nareszcie sobie odpocznę..
Zatrzymaliśmy się na parkingu, przed hotelem o nazwie Bistro. Pod nazwą widniały 4 gwiazdki, co wskazywało, że hotel był elegancki, ale i też dość drogi.
- Chcesz się tutaj zatrzymać? - zapytała Lily.
- Czemu nie?
- Pewno jest drogi. - spojrzała na mnie. Odpiąłem pasy i złapałem ręką za przednie lusterko. Dokładnie się w nim przejrzałem.
- Widzisz Lily.. - poprawiłem włosy i spojrzałem na nią, nadal trzymając lusterko. - Raz można sobie na to pozwolić.. Poza tym.. Olewamy wszystko, nawet koszty. - uśmiechnąłem się i puściłem lusterko. - Wysiadamy. - wskazałem głową, po czym wysiadłem. Podszedłem wraz z Lily do bagażnika.
- Z tobą raczej nie będę się nudzić. - spojrzała na mnie Lily, a ja podałem jej bagaż. Poruszyłem zabawnie brwiami, po czym zaśmiałem się i wziąłem swój bagaż. Zamknąłem bagażnik, potem samochód i chwyciłem za klamkę upewniając się, że samochód rzeczywiście jej zamknięty. Spojrzałem na zegarek: 22:06. Cicho westchnąłem i wszedłem z Lily do hotelu.
Wnętrze było tropikalne. Ściany były biało-brązowe, na nich drobne malunki. Przy drzwiach stały dwie palmy po obu stronach, a do recepcji prowadził czerwony dywan. Za recepcjonistką stało wielkie akwarium z rybkami, a na szkle wielki napis Bistro, a pod nim 4 gwiazdki. Lily uważnie rozglądała się po wnętrzu, a ja podszedłem do lady.
- Witam w hotelu Bistro, w czym mogę pomóc? - uśmiechnęła się szeroko recepcjonistka. Miała długie, czarne, falowane włosy, białą koszulę z 1 rozpiętym guzikiem, a przy prawej piersi zawieszony mały identyfikator z imieniem i nazwiskiem Samantha McGaver.
- Dobry wieczór. Pokój 2- osobowy, najlepiej z osobnymi pokojami. Na jedną noc. - posłałem jej czarujące spojrzenie wraz z uśmiechem. Samantha posłuchała mnie i zaraz sprawdziła w bazie hotelu, czy są jakieś wolne pokoje.
- Czy może być na ostatnim piętrze? - spojrzała na mnie.
- Tak. - recepcjonistka natychmiast schyliła się po kluczyk, a ja wyjąłem moją srebrną kartę z napisem Visa i położyłem ją na ladzie. Lily stała koło mnie i przyglądała się recepcjonistce, ilustrując każdy jej ruch. Miała wzrok, jakby miała za chwilę ją zabić, a ja się tylko zaśmiałem.
- Co? - spojrzała na mnie Lily.
- Nic. - wzruszyłem ramionami.
- Proszę bardzo. Pokój 267, ostatnie piętro. - recepcjonistka podała mi kluczyk i moją kartę.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się. Spojrzałem na jej identyfikator. - Samantho. - dodałem i posłałem kolejne czarujące spojrzenie, a policzki recepcjonistki zaraz oblały się rumieńcem. Jak ja lubię zawstydzać dziewczyny.
Udałem się z Lily do eleganckiej windy. Nacisnąłem guziczek na ostatnie piętro i oparłem się o ściankę windy, a jedną nogę zgiąłem w kolanie, pozwalając mojej podeszwie dotykać ścianki. Obserwowałem Lily. Nie zwracała na mnie uwagi. Pewno była zła za to, że trochę flirtowałem z recepcjonistką, ale ja nic nie poradzę na to, że była ładna. Poza tym z Lily nie byliśmy parą, więc nie rozumiem jej wściekania.
Rozbrzmiał dong. Wyszliśmy z windy i udaliśmy się do pokoju 267 nadal nie odzywając się do siebie. Otworzyłem pokój i przepuściłem ją w drzwiach.
Wnętrze było niesamowite. Byłem ciekaw ile zapłaciłem za jedną noc, ale postanowiłem się tym kompletnie nie martwić. Lily natychmiast rzuciła się na łóżko. Przewróciła się na plecy, a ja się uśmiechnąłem.
- Żyć nie umierać. - powiedziała. Rzuciłem bagaż i otworzyłem kolejny pokój. To była łazienka. Duży prysznic, na środku dywanik. Brązowe kafelki, w rogu palma. Przy ścianie stała wielka umywalka, a nad nią wisiało duże lustro. Na przeciwko umywalki znajdował się sedes, a obok niego wieszak , na którym wisiał brązowy i biały ręcznik. Całe wnętrze rozświetlił żyrandol, a ja kolejny raz się uśmiechnąłem, że ten hotel, był dobrym wyborem. Wyszedłem z łazienki, by poinformować Lily o super łazience, lecz jej nie było.
- Lily, gdzie jesteś? - zacząłem się rozglądać, aż zauważyłem otworzone drzwi balkonowe. Lily stała przy barierce, położyła obie dłonie na niej i wpatrywała się w Los Angeles nocą. Okazało się, że to był taras. Obok Lily stał stolik, dwa krzesła. Przed stolikiem stał wielki regał, podobny do doniczki, a w niej jakieś tropikalne rośliny, których nazw nie znałem.
Stanąłem koło Lily. Oparłem się na łokciach, dłonie splotłem i wraz z nią podziwiałem ten niesamowity widok. Czułem chłód nocy. Wziąłem głęboki oddech i przymknąłem oczy.
Wyobraziłem sobie matkę i ojca. Ojciec teraz przytula matkę oznajmiając, że się znajdę. Pocałował ją w czoło, a ja poczułem dziwny ucisk w żołądku. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że zostawiłem ich bez żadnej wiadomości, dotyczącej, że żyje, ale po tym wszystkim, co działo się ostatnio w moim życiu, jakoś się teraz zbytnio tym nie przejmowałem. Mam 19 lat. Musiałem w końcu się usamodzielnić i nie pozwolić, by matka wiecznie kierowała moim życiem. Kochałem ją nad życie, ale to jest dla niej nauczka.
- O czym myślisz? - powiedziała Lily, a ja natychmiast się otrząsnąłem.
- O rodzinie. - wpatrywałem się w dal. - Ciekawe, co teraz robią..
- Pewno się zamartwiają. - westchnęła.
- Pewno tak.. - potwierdziłem i spuściłem wzrok.
- Wiesz.. - zaczęła Lily, a ja obróciłem głowę w jej stronę. - Dziękuję, że mogę uczestniczyć z tobą w tej podróży. Uśmiechnąłem się.
- Drobiazg.
- Naprawdę się cieszę. Będę mogła się rozerwać i zapomnieć na moment o moich problemach. - spojrzała mi w oczy. Natychmiast mnie nimi zaczarowała. Podeszła do mnie bliżej i położyła swoją rękę na moją klatkę piersiową, spuściła wzrok w dół. - Z tobą... - spojrzała mi w oczy, uśmiechnęła się i przejechała ręką po mojej klatce piersiowej, a ja poczułem ukłucie w żołądku. Musiałem to przerwać. Złapałem ją za rękę, przybliżyłem do swojej twarzy i oddałem swoimi ciepłymi wargami na niej pocałunek.
- Ja też się cieszę. - uśmiechnąłem się, a Lily oblała się rumieńcami. - A teraz chodź coś zjeść, bo za chwilkę umrę z głodu. - puściłem jej rękę. Złapałem ją jedną ręką za talię i udałem się z nią do restauracji hotelowej.
____________________________________________
Powoli się rozkręca:D
Jak zwykle chcę Wam podziękować, za komentarze i wyświetlenia - jesteście wielcy.
@biebsgangsta
niedziela, 20 stycznia 2013
Drugi.
W samochodzie było dość gorąco, na dodatek słońce raziło mnie w oczy, co nie ułatwiało mi jazdy.
- Mogłabyś podać mi ze schowka okulary przeciwsłoneczne? - zapytałem ją zmieniając bieg.
Dziewczyna posłusznie wyciągnęła ze schowka okulary przeciwsłoneczne. Była na tyle pomocna, że założyła mi je. Uśmiechnęła się i wygodnie rozsiadła się na fotelu, pozwalając sobie o oparcie kolana o schowek. Głowę oparła o łokieć i nie odzywając się wpatrywała się we widok za oknem.
Spojrzałem w lewe lusterko, czy czasem nikt nie jedzie za nami. Byliśmy tak oddaleni od jakiegokolwiek samochodu, że gdyby chciał nas jakiś dogonić, musiałby mieć przynajmniej 200 na liczniku. Utwory na płycie powtarzały się, lecz to było bardziej przyjemniejsze, niż słuchanie wiadomości.
Najbardziej przeszkadzało mi myślenie o rodzinie, szczególnie o matce. Na pewno teraz siedzi na kanapie i główkuje, gdzie mogę być. Obawiałem się, że skontaktuję się z Ryanem, a ten powie jej całą prawdę, lecz liczyłem na dyskrecje z jego strony. W końcu pożyczył mi samochód, więc gdyby opowiedział rodzicom całą prawdę, byłoby to bez sensu. Otrząsnąłem się i mocniej przytrzymałem kierownice. Musiałem coś zrobić, by nie myśleć o rodzinie.
Dopiero teraz sobie przypomniałem, że przecież nie jestem tutaj sam. Wow, musiałem naprawdę wpaść w jakiś trans, że zapomniałem o towarzystwie w samochodzie. Jechała ze mną dziewczyna, a nawet nie znałem jej imienia. Spojrzałem na nią.
- Jak masz na imię? - oczekiwałem odpowiedzi, ale dziewczyna była również tak zamyślona, że nie zwróciła na mnie uwagi. Westchnąłem i przeniosłem swój wzrok na drogę.
- Słuchasz mnie? - nie dawałem za wygraną. Dziewczyna wzdrygnęła i odwróciła głowę w moją stronę.
- Tak, tak.. - powiedziała.
- Spytałem, jak masz na imię.
- Lily. - uniosła lekko do góry kącik ust. - A ty?
- Justin. - uśmiechnąłem się i skręciłem w prawo.
- Łoo, jesteś chyba 5 Justinem, którego znam. - zaśmiała się i przeniosła swój wzrok na przednią szybę.
- Nic nie poradzę na to, że to imię jest popularne. - zmieniłem bieg i odruchowo poprawiłem włosy, po czym znowu skupiłem się na drodze.
- Mimo, że znam dużo osób o tym imieniu, bardzo mi się podoba. - przygryzła wargę i spojrzała się na mnie. - Masz dziewczynę? - zrobiłem duże oczy i uniosłem brew. Co to za pytanie? Była zbyt ciekawska.
- Dlaczego pytasz?
- Po prostu jestem ciekawa, z kim mam przyjemność. W końcu jadę z tobą samochodem. - wywróciła oczami. - To odpowiesz? - nie dawała za wygraną. Przeniosłem swój wzrok na chwilę na Lily.
- Nie, nie mam. - potrząsnąłem głową i skupiłem się na jeździe.
- Taki przystojny facet i nie ma dziewczyny. Ciekawe... Masz problemy z prawem, a może jesteś chory umysłowo? - uniosła brew. - Bo dziwi mnie to, że jesteś wolny.
- Jesteś całkiem zabawna. - zaśmiałem się. Przynajmniej jadę z osobą, która ma poczucie humoru. Lily wzruszyła ramionami i odwróciła głowę. Skoro ona mnie pyta o takie rzeczy, to czemu ja bym nie miał?
- A ty, masz kogoś? - Lily odwróciła głowę ku mnie.
- Tak, mam.. - spuściła wzrok i westchnęła. - Właśnie do niego jedziemy..
Nie dziwie się, że ma chłopaka. Była bardzo ładna, do tego chuda, mała i zgrabna. Jej falowane, brązowe włosy udawały jej uroku. Pewno chłopacy się o nią bili. Dziwne, ale przypominała mi Zoe.. Moją byłą dziewczynę. Tyle, że Zoe była blondynką, ale miała podobną figurę. Obie są tak samo wkurzające, jednak w Lily było coś takiego.. Hymm.. Tajemniczego? Że chciałem ją bliżej poznać i zobaczyć co skrywa? Ciekaw jestem, dlaczego głęboko westchnęła, jak zapytałem ją o chłopaka. Cóż, jadę w długą podróż i nie mogłem sobie pozwolić na jakiekolwiek konflikty, bo ich nie potrzebowałem.
W Los Angeles będziemy dopiero późnym wieczorem, a jedziemy dopiero jakąś godzinę. Stawałem się coraz bardziej zmęczony i głodny, bo kanapkę zamówioną w barze podarowałem Lily, a ja sam jestem dzisiaj tylko na tostach, coli, wodzie i gumie do żucia. Czułem jak burczy mi w brzuchu. Zwolniłem i jedną rękę przeniosłem na brzuch, a drugą trzymałem kierownice. Chciałbym teraz wypić gorącą kawę i zjeść cokolwiek, jednak kolejna przystań była 2 godziny drogi stąd. Cóż.. Cicho westchnąłem i postanowiłem, że muszę wytrzymać. Z resztą czego ja się spodziewałem? Wyruszyłem w nieznany teren, a to dopiero początek. Rękę z brzucha przeniosłem na kierownicę. Wsłuchiwałem się w radio i postanowiłem przyśpieszyć. Docisnąłem gaz. Czułem się cudownie, byłem nareszcie wolny.
Dziewczyna co jakiś czas zerkała na mnie, jakby chciała mi jeszcze coś powiedzieć. Po kolejnych podchodach, wreszcie się odezwała.
- Dlaczego jedzie do Los Angeles?
- Nie jadę do Los Angeles, tylko przez nie przejeżdżam. - była zbyt ciekawska.
- To gdzie jedziesz? - coraz bardziej przyciskała. Nie chciałem, by ktokolwiek oprócz Ryana dowiedział się prawdy. Szczególnie jakaś dziewczyna, której nie znam, tylko odwożę do Los Angeles.
- Wiesz, że ciekawość, to pierwszy stopień do piekła? - dziewczyna wybuchła śmiechem.
- Nie rozśmieszaj mnie.. Nie wierzę w takie bzdury.. Poza tym, lubię ryzyko. - spojrzała na mnie z zadziornym uśmiechem, na co ja tylko podniosłem brew.
- Naprawdę?
- Tak. Robiłam rzeczy, których ty byś nigdy nie zrobił. - zrobiłem duże oczy. Kim ona była? A może po prostu się ze mną droczy?
- Hohoho, to z kim jadę jednym samochodem? Z morderczynią, złodziejką? Z terrorystką? - zakpiłem.
Dziewczyna wywróciła oczami i poprawiła grzywkę. Spuściła wzrok, pewno się speszyła.
- Nie po prostu, moje życie ostatnio je było zbytnio spokojne.. Z resztą.. Nie będę ci się teraz tłumaczyć, skoro ty nie raczyłeś mi odpowiedzieć, na proste pytanie. - czyli jednak nie da za wygraną.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - spojrzałem na nią przez przednie lusterko.
- Tak..
- Otóż.. - przygryzłem dolną wargę i znów poprawiłem włosy. Poprawiłem przednie lusterko i ponownie skupiłem się na drodze. - Postanowiłem sobie zrobić wycieczkę, oderwać się trochę od rzeczywistości, zupełnie zapominając o swoich dotychczasowych problemach. - zmieniłem bieg, a ona ilustrowała wzrokiem każdy mój ruch. Chcę być całkowicie wolny, Lily. - spojrzałem się na nią i oblizałem usta koniuszkiem języka po czym przeniosłem swój wzrok na drogę.
- Szczęściarz z ciebie. - poklepała mnie po nodze i spojrzała na drogę. - Też bym tak chciała.
- To dlaczego tego nie zrobisz?
- Widzisz... - spuściła wzrok. - To nie jest takie łatwe.
- Wszystko jest łatwe. Po prostu trzeba się przełamać i to zrobić.
- Wiem, ale kto wie Justin.. Może kiedyś tak zrobię. - uśmiechnęła się. - Ale na razie zawieź mnie we wskazane miejsce.
Nasza rozmowa się na tym zakończyła.
Jechaliśmy dosyć długo. Do Los Angeles został tylko 1km. Ucieszyłem się. Nareszcie będę mógł odpocząć, coś zjeść, zatankować wóz.
Gdy wjechaliśmy do miasta, natychmiast oślepiły nas światła. To miasto tętniło życiem, w przeciwieństwie do tego, w którym ja mieszkałem. Była godzina 21:00, a na ulicach nadal roiło się od ludzi. Musiałem ostrożnie jechać i rozglądać się, by ktoś przypadkiem nie wpadł mi pod koła. Nie chciałem mieć problemów z policją, także musiałem być czujny. Lily wskazała jakiś bar ze stacją benzynową. Skręciłem w lewo, zmieniłem bieg i podjechałem pod stacyjkę, bym mógł zatankować samochód.
Dziewczyna odpięła pasy, ja również. Skierowała swój wzrok ku mnie.
- Dziękuję ci za podwózkę. - przybliżyła się do mnie i pocałowała mój policzek, swoimi ciepłymi wargami. - Niech los zawsze ci sprzyja. - zasalutowała z uśmiechem i wyszła z samochodu.
- Tobie również.. - powiedziałem cicho i się uśmiechnąłem. Wyszedłem z samochodu i spojrzałem, że dziewczyna znika za barem z bagażem. Cóż, będzie mi brakowało tej gaduły za kółkiem.
Zatankowałem bak samochodu do pełna. Ruszyłem do baru by zapłacić za benzynę. Zjem coś ciepłego dopiero w jakimś hotelu, na razie wezmę tylko picie.
Poprosiłem o pełny kubek dr. Peppera i wyjąłem kartę kredytową. Kasjerka nie była tak urocza jak tamta. Była dość markotna, bo pewnie pracowała od rana. Otrzymałem z powrotem kartę oraz zamówienie. Podziękowałem i wyszedłem z baru. Chłód Los Angeles natychmiast przeszył moje ciało. Założyłem na siebie szarą bluzę, którą już wcześniej zawiązałem sobie wokół bioder. Wziąłem łyka Peppera, aż nagle usłyszałem czyjeś krzyki. Tak, jakby to był głos Lily. Co do cholery? Natychmiast pobiegłem za bar i ujrzałem, że Lily leży przerażona na ziemi, a ciało mężczyzny stoi nad nią i krzyczy na nią. Ciekawy ten chłopak, nie ma co. Lily zorientowała się, że nie jest z chłopakiem sama. Natychmiast odwróciła głowę w kierunku mnie i ujrzałem, jak jej klatka piersiowa momentalnie zwolniała. Podbiegłem do chłopaka, wylałem całą zawartość napoju na jego głowę, po czym popchnąłem go z całej siły tak, że aż upadł wprost w kartony. . Lily natychmiast wstała i odeszła na bezpieczną odległość. Pewno miała go dosyć, bo inaczej by nas rozdzieliła, bym nie zrobił mu krzywdy.
- Co do chuja?! - chłopak krzyknął. Podniosłem go i uderzyłem go pięścią w twarz.
- Z jaki z ciebie musi być kutas, że wyżywasz się na tak pięknej dziewczynie?! - wydarłem się, byłem strasznie zdenerwowany. Nie patrzyłem na dalsze okoliczności, że ten gość za chwilę może mnie pobić do nieprzytomności. Nikt nie powinien wyżywać się na swojej dziewczynie, a co najlepsze ją bić. Chłopak natychmiast wytarł rękawem krew.
- To jest zwykła suka, która oddaję się każdemu po kolei. - wypluł krew zmieszaną ze śliną na chodnik. - A tobie chłopie, radzę się z nią nie zadawać, bo zmieni twoje życie w piekło. - założył kaptur na głowę i powoli odchodził. Pewno nie szukał większego konfliktu.
- To ja będę o tym decydował z kim się zadaję a nie. - krzyknąłem. - A tobie przy niej radzę się więcej nie pokazywać. - pokazałem mu palec serdeczny na koniec i podszedłem do dziewczyny.
Patrzyła się na mnie i jednocześnie ocierała swoje łzy.
- Dziękuje. - powiedziała cicho.
- Niezły ten twój chłopak, nie ma co..
- Proszę cię, zamknij się! - tupnęła nogą. - To nie jest już mój chłopak, to zwykły bydlak..
- Wiem, widziałem.. Traktował cię tak wcześniej?
- A co cię to teraz obchodzi? Co ja mam teraz zrobić, gdzie ja pójdę? Zabrał mi pieniądze, co ja teraz pocznę?! - popchnęła mnie. Złapałem momentalnie jej nadgarstki i spojrzałem jej w oczy.
- Spokojnie.. - oznajmiłem. Lily się uspokoiła, a ja puściłem jej nadgarstki. Rozejrzałem się dookoła, chwilę pomyślałem i spojrzałem na swój samochód. Nie chciałbym mieć tej dziewczyny potem na sumieniu. Miałem nikogo nie zapraszać do swojej wycieczki, zamiaru. Miałem być sam, bez nikogo. Ale czy pozostaję mi coś innego? Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się zadziornie.
- Chcesz jechać ze mną w podróż i poczuć się wolna? - zapytałem i nerwowo oczekiwałem odpowiedzi. Lili zbliżyła się z bagażem do mnie i spojrzała mi w oczy. Gwałtownie podała mi bagaż.
-Zgoda. - uśmiechnęła się i ruszyła do samochodu.
Stałem tak na chwilę w bezruchu z jej bagażem w rękach, zastanawiając się, czy dobrze robię. Może jednak będzie to lepsza opcja, niż jechanie samemu...
_________________________________
Witam;)
Powiem Wam, że nawet jestem zadowolona z tego rozdziału. Co stanie się dalej? Tego dowiecie się w rozdziale 3.
Chcę Wam bardzo podziękować, za tak duże zainteresowanie tym blogiem! Tymi 13 komentarzami zrobiliście mi dużą przyjemność!:)
Czy mogę liczyć na tyle samo komentarzy pod tym rozdziałem?
Jeżeli chcesz być informowany/a napisz w komentarzu swój nick z Twittera z prośbą.
Miłego wieczoru!
@biebsgangsta
- Mogłabyś podać mi ze schowka okulary przeciwsłoneczne? - zapytałem ją zmieniając bieg.
Dziewczyna posłusznie wyciągnęła ze schowka okulary przeciwsłoneczne. Była na tyle pomocna, że założyła mi je. Uśmiechnęła się i wygodnie rozsiadła się na fotelu, pozwalając sobie o oparcie kolana o schowek. Głowę oparła o łokieć i nie odzywając się wpatrywała się we widok za oknem.
Spojrzałem w lewe lusterko, czy czasem nikt nie jedzie za nami. Byliśmy tak oddaleni od jakiegokolwiek samochodu, że gdyby chciał nas jakiś dogonić, musiałby mieć przynajmniej 200 na liczniku. Utwory na płycie powtarzały się, lecz to było bardziej przyjemniejsze, niż słuchanie wiadomości.
Najbardziej przeszkadzało mi myślenie o rodzinie, szczególnie o matce. Na pewno teraz siedzi na kanapie i główkuje, gdzie mogę być. Obawiałem się, że skontaktuję się z Ryanem, a ten powie jej całą prawdę, lecz liczyłem na dyskrecje z jego strony. W końcu pożyczył mi samochód, więc gdyby opowiedział rodzicom całą prawdę, byłoby to bez sensu. Otrząsnąłem się i mocniej przytrzymałem kierownice. Musiałem coś zrobić, by nie myśleć o rodzinie.
Dopiero teraz sobie przypomniałem, że przecież nie jestem tutaj sam. Wow, musiałem naprawdę wpaść w jakiś trans, że zapomniałem o towarzystwie w samochodzie. Jechała ze mną dziewczyna, a nawet nie znałem jej imienia. Spojrzałem na nią.
- Jak masz na imię? - oczekiwałem odpowiedzi, ale dziewczyna była również tak zamyślona, że nie zwróciła na mnie uwagi. Westchnąłem i przeniosłem swój wzrok na drogę.
- Słuchasz mnie? - nie dawałem za wygraną. Dziewczyna wzdrygnęła i odwróciła głowę w moją stronę.
- Tak, tak.. - powiedziała.
- Spytałem, jak masz na imię.
- Lily. - uniosła lekko do góry kącik ust. - A ty?
- Justin. - uśmiechnąłem się i skręciłem w prawo.
- Łoo, jesteś chyba 5 Justinem, którego znam. - zaśmiała się i przeniosła swój wzrok na przednią szybę.
- Nic nie poradzę na to, że to imię jest popularne. - zmieniłem bieg i odruchowo poprawiłem włosy, po czym znowu skupiłem się na drodze.
- Mimo, że znam dużo osób o tym imieniu, bardzo mi się podoba. - przygryzła wargę i spojrzała się na mnie. - Masz dziewczynę? - zrobiłem duże oczy i uniosłem brew. Co to za pytanie? Była zbyt ciekawska.
- Dlaczego pytasz?
- Po prostu jestem ciekawa, z kim mam przyjemność. W końcu jadę z tobą samochodem. - wywróciła oczami. - To odpowiesz? - nie dawała za wygraną. Przeniosłem swój wzrok na chwilę na Lily.
- Nie, nie mam. - potrząsnąłem głową i skupiłem się na jeździe.
- Taki przystojny facet i nie ma dziewczyny. Ciekawe... Masz problemy z prawem, a może jesteś chory umysłowo? - uniosła brew. - Bo dziwi mnie to, że jesteś wolny.
- Jesteś całkiem zabawna. - zaśmiałem się. Przynajmniej jadę z osobą, która ma poczucie humoru. Lily wzruszyła ramionami i odwróciła głowę. Skoro ona mnie pyta o takie rzeczy, to czemu ja bym nie miał?
- A ty, masz kogoś? - Lily odwróciła głowę ku mnie.
- Tak, mam.. - spuściła wzrok i westchnęła. - Właśnie do niego jedziemy..
Nie dziwie się, że ma chłopaka. Była bardzo ładna, do tego chuda, mała i zgrabna. Jej falowane, brązowe włosy udawały jej uroku. Pewno chłopacy się o nią bili. Dziwne, ale przypominała mi Zoe.. Moją byłą dziewczynę. Tyle, że Zoe była blondynką, ale miała podobną figurę. Obie są tak samo wkurzające, jednak w Lily było coś takiego.. Hymm.. Tajemniczego? Że chciałem ją bliżej poznać i zobaczyć co skrywa? Ciekaw jestem, dlaczego głęboko westchnęła, jak zapytałem ją o chłopaka. Cóż, jadę w długą podróż i nie mogłem sobie pozwolić na jakiekolwiek konflikty, bo ich nie potrzebowałem.
W Los Angeles będziemy dopiero późnym wieczorem, a jedziemy dopiero jakąś godzinę. Stawałem się coraz bardziej zmęczony i głodny, bo kanapkę zamówioną w barze podarowałem Lily, a ja sam jestem dzisiaj tylko na tostach, coli, wodzie i gumie do żucia. Czułem jak burczy mi w brzuchu. Zwolniłem i jedną rękę przeniosłem na brzuch, a drugą trzymałem kierownice. Chciałbym teraz wypić gorącą kawę i zjeść cokolwiek, jednak kolejna przystań była 2 godziny drogi stąd. Cóż.. Cicho westchnąłem i postanowiłem, że muszę wytrzymać. Z resztą czego ja się spodziewałem? Wyruszyłem w nieznany teren, a to dopiero początek. Rękę z brzucha przeniosłem na kierownicę. Wsłuchiwałem się w radio i postanowiłem przyśpieszyć. Docisnąłem gaz. Czułem się cudownie, byłem nareszcie wolny.
Dziewczyna co jakiś czas zerkała na mnie, jakby chciała mi jeszcze coś powiedzieć. Po kolejnych podchodach, wreszcie się odezwała.
- Dlaczego jedzie do Los Angeles?
- Nie jadę do Los Angeles, tylko przez nie przejeżdżam. - była zbyt ciekawska.
- To gdzie jedziesz? - coraz bardziej przyciskała. Nie chciałem, by ktokolwiek oprócz Ryana dowiedział się prawdy. Szczególnie jakaś dziewczyna, której nie znam, tylko odwożę do Los Angeles.
- Wiesz, że ciekawość, to pierwszy stopień do piekła? - dziewczyna wybuchła śmiechem.
- Nie rozśmieszaj mnie.. Nie wierzę w takie bzdury.. Poza tym, lubię ryzyko. - spojrzała na mnie z zadziornym uśmiechem, na co ja tylko podniosłem brew.
- Naprawdę?
- Tak. Robiłam rzeczy, których ty byś nigdy nie zrobił. - zrobiłem duże oczy. Kim ona była? A może po prostu się ze mną droczy?
- Hohoho, to z kim jadę jednym samochodem? Z morderczynią, złodziejką? Z terrorystką? - zakpiłem.
Dziewczyna wywróciła oczami i poprawiła grzywkę. Spuściła wzrok, pewno się speszyła.
- Nie po prostu, moje życie ostatnio je było zbytnio spokojne.. Z resztą.. Nie będę ci się teraz tłumaczyć, skoro ty nie raczyłeś mi odpowiedzieć, na proste pytanie. - czyli jednak nie da za wygraną.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - spojrzałem na nią przez przednie lusterko.
- Tak..
- Otóż.. - przygryzłem dolną wargę i znów poprawiłem włosy. Poprawiłem przednie lusterko i ponownie skupiłem się na drodze. - Postanowiłem sobie zrobić wycieczkę, oderwać się trochę od rzeczywistości, zupełnie zapominając o swoich dotychczasowych problemach. - zmieniłem bieg, a ona ilustrowała wzrokiem każdy mój ruch. Chcę być całkowicie wolny, Lily. - spojrzałem się na nią i oblizałem usta koniuszkiem języka po czym przeniosłem swój wzrok na drogę.
- Szczęściarz z ciebie. - poklepała mnie po nodze i spojrzała na drogę. - Też bym tak chciała.
- To dlaczego tego nie zrobisz?
- Widzisz... - spuściła wzrok. - To nie jest takie łatwe.
- Wszystko jest łatwe. Po prostu trzeba się przełamać i to zrobić.
- Wiem, ale kto wie Justin.. Może kiedyś tak zrobię. - uśmiechnęła się. - Ale na razie zawieź mnie we wskazane miejsce.
Nasza rozmowa się na tym zakończyła.
Jechaliśmy dosyć długo. Do Los Angeles został tylko 1km. Ucieszyłem się. Nareszcie będę mógł odpocząć, coś zjeść, zatankować wóz.
Gdy wjechaliśmy do miasta, natychmiast oślepiły nas światła. To miasto tętniło życiem, w przeciwieństwie do tego, w którym ja mieszkałem. Była godzina 21:00, a na ulicach nadal roiło się od ludzi. Musiałem ostrożnie jechać i rozglądać się, by ktoś przypadkiem nie wpadł mi pod koła. Nie chciałem mieć problemów z policją, także musiałem być czujny. Lily wskazała jakiś bar ze stacją benzynową. Skręciłem w lewo, zmieniłem bieg i podjechałem pod stacyjkę, bym mógł zatankować samochód.
Dziewczyna odpięła pasy, ja również. Skierowała swój wzrok ku mnie.
- Dziękuję ci za podwózkę. - przybliżyła się do mnie i pocałowała mój policzek, swoimi ciepłymi wargami. - Niech los zawsze ci sprzyja. - zasalutowała z uśmiechem i wyszła z samochodu.
- Tobie również.. - powiedziałem cicho i się uśmiechnąłem. Wyszedłem z samochodu i spojrzałem, że dziewczyna znika za barem z bagażem. Cóż, będzie mi brakowało tej gaduły za kółkiem.
Zatankowałem bak samochodu do pełna. Ruszyłem do baru by zapłacić za benzynę. Zjem coś ciepłego dopiero w jakimś hotelu, na razie wezmę tylko picie.
Poprosiłem o pełny kubek dr. Peppera i wyjąłem kartę kredytową. Kasjerka nie była tak urocza jak tamta. Była dość markotna, bo pewnie pracowała od rana. Otrzymałem z powrotem kartę oraz zamówienie. Podziękowałem i wyszedłem z baru. Chłód Los Angeles natychmiast przeszył moje ciało. Założyłem na siebie szarą bluzę, którą już wcześniej zawiązałem sobie wokół bioder. Wziąłem łyka Peppera, aż nagle usłyszałem czyjeś krzyki. Tak, jakby to był głos Lily. Co do cholery? Natychmiast pobiegłem za bar i ujrzałem, że Lily leży przerażona na ziemi, a ciało mężczyzny stoi nad nią i krzyczy na nią. Ciekawy ten chłopak, nie ma co. Lily zorientowała się, że nie jest z chłopakiem sama. Natychmiast odwróciła głowę w kierunku mnie i ujrzałem, jak jej klatka piersiowa momentalnie zwolniała. Podbiegłem do chłopaka, wylałem całą zawartość napoju na jego głowę, po czym popchnąłem go z całej siły tak, że aż upadł wprost w kartony. . Lily natychmiast wstała i odeszła na bezpieczną odległość. Pewno miała go dosyć, bo inaczej by nas rozdzieliła, bym nie zrobił mu krzywdy.
- Co do chuja?! - chłopak krzyknął. Podniosłem go i uderzyłem go pięścią w twarz.
- Z jaki z ciebie musi być kutas, że wyżywasz się na tak pięknej dziewczynie?! - wydarłem się, byłem strasznie zdenerwowany. Nie patrzyłem na dalsze okoliczności, że ten gość za chwilę może mnie pobić do nieprzytomności. Nikt nie powinien wyżywać się na swojej dziewczynie, a co najlepsze ją bić. Chłopak natychmiast wytarł rękawem krew.
- To jest zwykła suka, która oddaję się każdemu po kolei. - wypluł krew zmieszaną ze śliną na chodnik. - A tobie chłopie, radzę się z nią nie zadawać, bo zmieni twoje życie w piekło. - założył kaptur na głowę i powoli odchodził. Pewno nie szukał większego konfliktu.
- To ja będę o tym decydował z kim się zadaję a nie. - krzyknąłem. - A tobie przy niej radzę się więcej nie pokazywać. - pokazałem mu palec serdeczny na koniec i podszedłem do dziewczyny.
Patrzyła się na mnie i jednocześnie ocierała swoje łzy.
- Dziękuje. - powiedziała cicho.
- Niezły ten twój chłopak, nie ma co..
- Proszę cię, zamknij się! - tupnęła nogą. - To nie jest już mój chłopak, to zwykły bydlak..
- Wiem, widziałem.. Traktował cię tak wcześniej?
- A co cię to teraz obchodzi? Co ja mam teraz zrobić, gdzie ja pójdę? Zabrał mi pieniądze, co ja teraz pocznę?! - popchnęła mnie. Złapałem momentalnie jej nadgarstki i spojrzałem jej w oczy.
- Spokojnie.. - oznajmiłem. Lily się uspokoiła, a ja puściłem jej nadgarstki. Rozejrzałem się dookoła, chwilę pomyślałem i spojrzałem na swój samochód. Nie chciałbym mieć tej dziewczyny potem na sumieniu. Miałem nikogo nie zapraszać do swojej wycieczki, zamiaru. Miałem być sam, bez nikogo. Ale czy pozostaję mi coś innego? Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się zadziornie.
- Chcesz jechać ze mną w podróż i poczuć się wolna? - zapytałem i nerwowo oczekiwałem odpowiedzi. Lili zbliżyła się z bagażem do mnie i spojrzała mi w oczy. Gwałtownie podała mi bagaż.
-Zgoda. - uśmiechnęła się i ruszyła do samochodu.
Stałem tak na chwilę w bezruchu z jej bagażem w rękach, zastanawiając się, czy dobrze robię. Może jednak będzie to lepsza opcja, niż jechanie samemu...
_________________________________
Witam;)
Powiem Wam, że nawet jestem zadowolona z tego rozdziału. Co stanie się dalej? Tego dowiecie się w rozdziale 3.
Chcę Wam bardzo podziękować, za tak duże zainteresowanie tym blogiem! Tymi 13 komentarzami zrobiliście mi dużą przyjemność!:)
Czy mogę liczyć na tyle samo komentarzy pod tym rozdziałem?
Jeżeli chcesz być informowany/a napisz w komentarzu swój nick z Twittera z prośbą.
Miłego wieczoru!
@biebsgangsta
sobota, 19 stycznia 2013
Pierwszy.
Pik..pik..pik..pik..pik... leniwie wyłączyłem budzik. Otworzyłem oczy, spojrzałem na biały sufit. Przymknąłem oczy, uświadamiając sobie, że właśnie dzisiaj zaczynam zupełnie inny etap w życiu, bez żadnych wkurzających mi osób, zapominając o swoich dotychczasowych problemach osobistych.
Od dawna chciałem się gdzieś wyrwać, gdzie nikt by mnie nie znalazł. Przeszukując internet natknąłem się na pewny wpis chłopaka, któremu niedawno zmarła siostra i chcieć uciec od wyobrażenia sobie jej twarzy, zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy i ruszył w świat, przed siebie. Wrócił po jakimś czasie i postanowił swoją przygodę opisać na blogu. To z niego się dowiedziałem, co robić, co zabrać.
Spojrzałem na budzik, który wskazywał 5:09. Rozprostowałem kości, zsunąłem z siebie kołdrę, wstałem i udałem się do łazienki, na palcach, by nikt mnie nie usłyszał. Rodzice wstają do pracy o 6:00, więc musiałem się pośpieszyć. Mam wyjechać dokładnie o 5:55, jak dla mnie, zostało niewiele czasu, bo zegarek wskazywał już 5:12. Wziąłem szybki prysznic, zatrzymałem się chwilę przy umywalce z lustrem. Umyłem zęby, poprawiłem swoje włosy. Widzisz Bieber, zaczynamy nowy rozdział w życiu - uśmiechnąłem się sam do siebie i postanowiłem iść się ubrać. Ubrałem rybaczki, krótkie trampki, białą koszulkę. Założyłem na rękę zegarek, upewniłem się, że w kieszeniach mam dwa telefony, kartę kredytową, na której było spokojnie ponad 8000$ to miała być kasa na studia, tsa, żegnajcie! , zabrałem płytę, na której są moje ulubione kawałki i wziąłem jeden, podręczny bagaż z najpotrzebniejszymi rzeczami, na moją wyprawę.
Ostrożnie zszedłem na dół. Udałem się do kuchni zjeść dość solidne śniadanie, lecz nie miałem zbytnio czasu na prychcenie jajek czy bekonu, więc zrobiłem tylko tosty.
Stanąłem na moment w kuchni z plecakiem przywieszonym na prawym ramieniu i bagażem obok. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, przypominając sobie moje dotychczasowe życie, z którym się zaraz pożegnam. Wziąłem głęboki oddech i przywiesiłem kartkę na lodówkę z napisem: Mamo, tato. Żyjcie dobrze. Podrapałem się w kark z myślą, czy dobrze robię. Czy może jeszcze wycofać się z mojego zamiaru? Co będzie, jak mama popadnie w depresję, bo nie będzie umiała sobie poradzić, bez swojego ukochanego synka? Przeszedł mnie dreszcz i natychmiast się otrząsnąłem. Justin, co ty wyprawiasz? Jedziemy, bez dyskusji.
Na podjeździe stało tuningowane srebrne audi a4, który pożyczył mi kumpel, za 1000$. On tylko wiedział o moim zamiarze, lecz był moim zaufanym przyjacielem, więc nie piśnie ani słowa.
Wpakowałem do bagażnika bagaż obok dwóch zgrzewek wody mineralnej, które włożyłem już wcześniej. Upewniłem się, że dobrze zamknąłem bagażnik i usiadłem w miejscu kierowcy. Spojrzałem na zegarek, 5:52. Wyjąłem z kieszeni telefon, z którego korzystałem wcześniej i wyłączyłem go, by nikt nie mógł się do mnie dobijać, a co najlepsze - namierzyć. Włożyłem go do schowka i wyjąłem 2 telefon z inną kartą i numerem telefonu, bym mógł skontaktować się chociaż z moim kumplem. Wziąłem łyka wody, butelkę położyłem na siedzeniu obok, przypiąłem pas. Włożyłem kluczyki do stacyjki, zapalił za pierwszym razem. Uśmiechnąłem się sam do siebie na dźwięk silnika. Spojrzałem na krzyżyk, przeżegnałem się przed nieznaną mi do tej pory drogą i ruszyłem. Olejmy wszystko!
Jechałem już z dobre pół godziny. Najbardziej denerwowało mnie to, że nie mogłem pozbyć się myśli, związanych z moją rodziną. Moi rodzice zawsze mnie wspierali, chcieli, bym wyrósł na dobrego i wykształconego człowieka. Matka troszczyła się o mnie, ojciec traktował mnie na luzie. Twierdził, że mogę robić już to co chcę, lecz z rozsądkiem, bo nie jestem już małym chłopcem. Z pewnością zrozumie moją decyzję, a matkę będzie starał się uspokoić. Tak naprawdę, to dla nich robiłem to wszystko dotychczasowe. Uczyłem się całe dnie, zapominając o imprezach. Wbiłem sobie do głowy, ze w życiu potrzebne jest wykształcenie. Miałem dziewczynę, lecz ze mną zerwała. Oznajmiła mi, że jestem kompletnym nudziarzem i syneczkiem rodziców, bo robię wszystko, co sobie zapragną. Przyjaciele odwrócili się ode mnie, z tym samym przekonaniem co moja była dziewczyna. Został tylko Ryan, tak to ten, który pożyczył mi audi. Byłem mu wdzięczny, że mnie rozumie, więc dlatego chciałem utrzymywać kontakt, tylko z nim.
Tą przygodę robię tylko dla siebie. Dopiero z czasem uświadomiłem sobie, co straciłem, poprzez słuchanie rodziców. Nie miałem życia towarzyskiego, a to przecież nie raz doprowadza do depresji.
Wjechałem na prostą, pustą drogę. Teraz pokaż co potrafisz maleńka! Przycisnąłem gaz i pomału się rozpędzałem. Uśmiechnąłem się na widok na liczniku - już jest 100km/h. Jechałem coraz szybciej, 110, 120, 130.. 140. Poczułem lekki wiatr we włosach, który przedostał się przez mały otwór, gdy otworzyłem okno. Zauważyłem znak, że za parę kilometrów będzie przystań. 40 minut drogi i będę na miejscu.
Teraz licznik wskazywał 80km/h. Po drodze minąłem parę autostopowiczów. Mógłbym się zatrzymać, ale tego nie zrobiłem. Nie szukałem towarzystwa, chciałem wyruszyć w tą podróż zupełnie sam, bez żadnych osób, które będą mnie drażnić.
Ciekawe co oni robią.. Czy mają taki sam zamiar wyruszyć w podróż? Czy może po prostu nie zdążyli na autobus i stoją przed jezdnią z nadzieją, że ktoś się zatrzyma? A może to byli złodzieje i mordercy, którzy zabiją kierowce, wywalą go na pole, a sami biorą samochód i jadą w nieznane? Cóż, trzeba brać wszystkie możliwości, które wpadną mi do głowy.
Jedną rękę przytrzymałem kierownice, a drugą sięgnąłem po wodę, która była na siedzeniu obok. Niestety, była już pusta, a ja musiałbym się zatrzymać i wyjąć kolejną z bagażnika, co nie wchodziło w grę, bo muszę ją oszczędzać. Skrzywiłem się, bo naprawdę chciało mi się pić, lecz za chwilę zauważyłem znak, że jeszcze 2km i będę w przystani. Uśmiechnąłem się, że wreszcie będę mógł coś zjeść i się napić. Docisnąłem gaz.
Zatrzymałem się na mini parkingu. Odpiąłem pas, upewniłem się, że mam kartę kredytową w kieszeni i spojrzałem w lusterko, jak wyglądam. Bieber, ty zawsze wyglądasz świetnie.
Zamknąłem samochód i ruszyłem do przystani. Niewielki budynek, obok pewnie toalety, a przed mini barem stała budka telefoniczna, a w niej.. jakaś dziewczyna. Miała krótkie spodenki, krótkie trampki i czarną bluzę, także nie mogłem zauważyć jej koszulki. Przeszedłem koło niej. Zerknęła na mnie, ale za chwilę przeniosła wzrok gdzie indziej. Nie była spokojna, wyglądała na zdenerwowaną. Kłóciła się z kimś, ponieważ odruchowo tupnęła nogą. Obok budki stał jakiś bagaż, z pewnością jej. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do baru. Ta dziewczyna z pewnością sobie poradzi, wyglądała na taką. Z resztą nie mogę zakrzątać sobie głowy jakąś panienką. Rozpoczynam nowy etap, bez nikogo. Uśmiechnąłem się do bardzo sympatycznej kasjerki.
- Dzień dobry. 1 kanapkę z sałatą i kurczakiem, kubek coli i gumy do żucia. - uśmiechnąłem się do kasjerki, kładąc kartę kredytową na ladzie.
- Już się robi. - odwzajemniła uśmiech i zarzuciła swoimi blond włosami. Może i byłem nudziarzem, ale dziewczyny mnie uwielbiały.
Oparłem się o ladę i spojrzałem na zegarek. 7: 18. Ciekawe co robią teraz moi rodzice.. Pewno biegają po domu szukając jakiegoś śladu. Dzwonią po moich byłych znajomych, czy czasem nie wiedzą o co chodzi. Mama traci zmysły, a tata zachowuje spokój.
- Twoje zamówienie. - rozbrzmiał czyiś głos. Otrząsnąłem się i spojrzałem z uśmiechem na kasjerkę.
- Dziękuje. - przytaknąłem. Odruchowo poprawiłem włosy i wyszedłem z baru. Samochód stał, więc nikt do nie ukradł. Zrobiłem krok ku samochodowi, lecz zatrzymałem się, słysząc czyiś płacz. Przygryzłem wargę, odwróciłem się odruchowo. Dziewczyna z budki telefonicznej siedziała na krawężniku, twarz schowała w dłoniach. Nerwowo tupała nogą. Co jest? Podniosła głowę, z pewnością poczuła, że się na nią patrzę. Ku mojemu zdziwieniu uśmiechnęła się i wytarła łzy. Zmierzyła mnie od góry do dołu.
- Co się gapisz? - jej uśmiech był wtedy sztuczny, bo zrobiła kamienną twarz.
- Trudno nie usłyszeć twojego płaczu. - zadrwiłem.
- Nie twój interes! - wstała.
- Spokojnie, przecież nic ci nie zrobiłem. - uniosłem brew do góry. Dziewczyna włożyła ręce do tylnych kieszeni spodni. Rozejrzała się dookoła, po czym swój wzrok znów przeniosła na mnie. Zmierzyłem ją, odwróciłem się na pięcie i zrobiłem krok ku samochodowi.
- Nie, poczekaj! - złapała mnie za ramię. Odwróciłem się do niej. Była drobna, ledwo sięgała mi szyi. Spojrzała w dół i przygryzła wargę. Znów zerknęła na mnie. - Przepraszam.. Po prostu jestem zdenerwowana.. - położyła rękę na potylicę i wkładając palce we włosy.
- Nie ma sprawy. - spojrzałem na nią.
- Jedziesz w kierunku Los Angeles? - zapytała. No nie, proszę. Tylko nie to.
- Tak.
- A czy byłby to problem, gdybyś mnie tam podrzucił? Proszę. - jej głos był zachrypnięty. Miałem wrażenie, że zjada mnie tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami. Jej oczy były czerwone, lecz mogłem dostrzec w nich małe iskierki. Obiecałem sobie, że nikogo nie będę brał do samochodu. Mam złamać obietnicę, bo jakaś dziewczyna poprosiła mnie o podwózkę? Co jeśli wpakuję mnie w jakieś kłopoty? Za bardzo dramatyzuję.. Napiłem się coli, głową wskazałem by wsiadała.
- Wsiadaj. - spojrzałem. Na twarzy dziewczyny pojawił się dość promienny uśmiech. Pobiegła po bagaż i udała się ku samochodowi. Otworzyłem go, wziąłem jej bagaż i wsadziłem do bagażniku. Wyjąłem z niego butelkę mineralki i podarowałem dziewczynie.
- Trzymaj, na pewno chcę ci się pić. - podałem jej. Dziewczyna tylko przytaknęła i wzięła butelkę. Odkręciła ją i patrząc się na mnie, upiła połowę. Łoo, tej dziewczynie naprawdę chciało się pić. Uśmiechnąłem się i usiadłem na miejscu kierowcy. Dziewczyna usiadła koło mnie i natychmiast zapięła pas. 1 zasada, zachować bezpieczeństwo. Włożyłem kluczyki do stacyjki i ponownie uśmiechnąłem się na dźwięk silnika. Dziewczyna otworzyła okno. Rękę przełożyła przez ramę i położyła na dachu samochodu. Uśmiechnęła się do mnie, a ja ruszyłem.
Ciekawe, co mi ta dziewczyna przyniesie.....
____________________________
Witam Was w sobotnie popołudnie! Od razu chciałam podziękować za 6 komentarzy i ponad 100 wyświetleń! JESTEŚCIE NIESAMOWICI! :)
Rozdział 1 gotowy, mam nadzieję, że dzięki niemu, zaciekawicie się jeszcze bardziej.
Co mu ta dziewczyna przyniesie złego/ dobrego? Kim jest? Jak ma na imię? Tego dowiecie się w rozdziale 2.
Jeżeli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach, napiszcie mi to w komentarzu.
PS. Chcę podziękować @rockmafiaz, @fonduegomez i @rhythmofny za pomoc w rozsławieniu bloga:)
@biebsgangsta
Od dawna chciałem się gdzieś wyrwać, gdzie nikt by mnie nie znalazł. Przeszukując internet natknąłem się na pewny wpis chłopaka, któremu niedawno zmarła siostra i chcieć uciec od wyobrażenia sobie jej twarzy, zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy i ruszył w świat, przed siebie. Wrócił po jakimś czasie i postanowił swoją przygodę opisać na blogu. To z niego się dowiedziałem, co robić, co zabrać.
Spojrzałem na budzik, który wskazywał 5:09. Rozprostowałem kości, zsunąłem z siebie kołdrę, wstałem i udałem się do łazienki, na palcach, by nikt mnie nie usłyszał. Rodzice wstają do pracy o 6:00, więc musiałem się pośpieszyć. Mam wyjechać dokładnie o 5:55, jak dla mnie, zostało niewiele czasu, bo zegarek wskazywał już 5:12. Wziąłem szybki prysznic, zatrzymałem się chwilę przy umywalce z lustrem. Umyłem zęby, poprawiłem swoje włosy. Widzisz Bieber, zaczynamy nowy rozdział w życiu - uśmiechnąłem się sam do siebie i postanowiłem iść się ubrać. Ubrałem rybaczki, krótkie trampki, białą koszulkę. Założyłem na rękę zegarek, upewniłem się, że w kieszeniach mam dwa telefony, kartę kredytową, na której było spokojnie ponad 8000$ to miała być kasa na studia, tsa, żegnajcie! , zabrałem płytę, na której są moje ulubione kawałki i wziąłem jeden, podręczny bagaż z najpotrzebniejszymi rzeczami, na moją wyprawę.
Ostrożnie zszedłem na dół. Udałem się do kuchni zjeść dość solidne śniadanie, lecz nie miałem zbytnio czasu na prychcenie jajek czy bekonu, więc zrobiłem tylko tosty.
Stanąłem na moment w kuchni z plecakiem przywieszonym na prawym ramieniu i bagażem obok. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, przypominając sobie moje dotychczasowe życie, z którym się zaraz pożegnam. Wziąłem głęboki oddech i przywiesiłem kartkę na lodówkę z napisem: Mamo, tato. Żyjcie dobrze. Podrapałem się w kark z myślą, czy dobrze robię. Czy może jeszcze wycofać się z mojego zamiaru? Co będzie, jak mama popadnie w depresję, bo nie będzie umiała sobie poradzić, bez swojego ukochanego synka? Przeszedł mnie dreszcz i natychmiast się otrząsnąłem. Justin, co ty wyprawiasz? Jedziemy, bez dyskusji.
Na podjeździe stało tuningowane srebrne audi a4, który pożyczył mi kumpel, za 1000$. On tylko wiedział o moim zamiarze, lecz był moim zaufanym przyjacielem, więc nie piśnie ani słowa.
Wpakowałem do bagażnika bagaż obok dwóch zgrzewek wody mineralnej, które włożyłem już wcześniej. Upewniłem się, że dobrze zamknąłem bagażnik i usiadłem w miejscu kierowcy. Spojrzałem na zegarek, 5:52. Wyjąłem z kieszeni telefon, z którego korzystałem wcześniej i wyłączyłem go, by nikt nie mógł się do mnie dobijać, a co najlepsze - namierzyć. Włożyłem go do schowka i wyjąłem 2 telefon z inną kartą i numerem telefonu, bym mógł skontaktować się chociaż z moim kumplem. Wziąłem łyka wody, butelkę położyłem na siedzeniu obok, przypiąłem pas. Włożyłem kluczyki do stacyjki, zapalił za pierwszym razem. Uśmiechnąłem się sam do siebie na dźwięk silnika. Spojrzałem na krzyżyk, przeżegnałem się przed nieznaną mi do tej pory drogą i ruszyłem. Olejmy wszystko!
Jechałem już z dobre pół godziny. Najbardziej denerwowało mnie to, że nie mogłem pozbyć się myśli, związanych z moją rodziną. Moi rodzice zawsze mnie wspierali, chcieli, bym wyrósł na dobrego i wykształconego człowieka. Matka troszczyła się o mnie, ojciec traktował mnie na luzie. Twierdził, że mogę robić już to co chcę, lecz z rozsądkiem, bo nie jestem już małym chłopcem. Z pewnością zrozumie moją decyzję, a matkę będzie starał się uspokoić. Tak naprawdę, to dla nich robiłem to wszystko dotychczasowe. Uczyłem się całe dnie, zapominając o imprezach. Wbiłem sobie do głowy, ze w życiu potrzebne jest wykształcenie. Miałem dziewczynę, lecz ze mną zerwała. Oznajmiła mi, że jestem kompletnym nudziarzem i syneczkiem rodziców, bo robię wszystko, co sobie zapragną. Przyjaciele odwrócili się ode mnie, z tym samym przekonaniem co moja była dziewczyna. Został tylko Ryan, tak to ten, który pożyczył mi audi. Byłem mu wdzięczny, że mnie rozumie, więc dlatego chciałem utrzymywać kontakt, tylko z nim.
Tą przygodę robię tylko dla siebie. Dopiero z czasem uświadomiłem sobie, co straciłem, poprzez słuchanie rodziców. Nie miałem życia towarzyskiego, a to przecież nie raz doprowadza do depresji.
Wjechałem na prostą, pustą drogę. Teraz pokaż co potrafisz maleńka! Przycisnąłem gaz i pomału się rozpędzałem. Uśmiechnąłem się na widok na liczniku - już jest 100km/h. Jechałem coraz szybciej, 110, 120, 130.. 140. Poczułem lekki wiatr we włosach, który przedostał się przez mały otwór, gdy otworzyłem okno. Zauważyłem znak, że za parę kilometrów będzie przystań. 40 minut drogi i będę na miejscu.
Teraz licznik wskazywał 80km/h. Po drodze minąłem parę autostopowiczów. Mógłbym się zatrzymać, ale tego nie zrobiłem. Nie szukałem towarzystwa, chciałem wyruszyć w tą podróż zupełnie sam, bez żadnych osób, które będą mnie drażnić.
Ciekawe co oni robią.. Czy mają taki sam zamiar wyruszyć w podróż? Czy może po prostu nie zdążyli na autobus i stoją przed jezdnią z nadzieją, że ktoś się zatrzyma? A może to byli złodzieje i mordercy, którzy zabiją kierowce, wywalą go na pole, a sami biorą samochód i jadą w nieznane? Cóż, trzeba brać wszystkie możliwości, które wpadną mi do głowy.
Jedną rękę przytrzymałem kierownice, a drugą sięgnąłem po wodę, która była na siedzeniu obok. Niestety, była już pusta, a ja musiałbym się zatrzymać i wyjąć kolejną z bagażnika, co nie wchodziło w grę, bo muszę ją oszczędzać. Skrzywiłem się, bo naprawdę chciało mi się pić, lecz za chwilę zauważyłem znak, że jeszcze 2km i będę w przystani. Uśmiechnąłem się, że wreszcie będę mógł coś zjeść i się napić. Docisnąłem gaz.
Zatrzymałem się na mini parkingu. Odpiąłem pas, upewniłem się, że mam kartę kredytową w kieszeni i spojrzałem w lusterko, jak wyglądam. Bieber, ty zawsze wyglądasz świetnie.
Zamknąłem samochód i ruszyłem do przystani. Niewielki budynek, obok pewnie toalety, a przed mini barem stała budka telefoniczna, a w niej.. jakaś dziewczyna. Miała krótkie spodenki, krótkie trampki i czarną bluzę, także nie mogłem zauważyć jej koszulki. Przeszedłem koło niej. Zerknęła na mnie, ale za chwilę przeniosła wzrok gdzie indziej. Nie była spokojna, wyglądała na zdenerwowaną. Kłóciła się z kimś, ponieważ odruchowo tupnęła nogą. Obok budki stał jakiś bagaż, z pewnością jej. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do baru. Ta dziewczyna z pewnością sobie poradzi, wyglądała na taką. Z resztą nie mogę zakrzątać sobie głowy jakąś panienką. Rozpoczynam nowy etap, bez nikogo. Uśmiechnąłem się do bardzo sympatycznej kasjerki.
- Dzień dobry. 1 kanapkę z sałatą i kurczakiem, kubek coli i gumy do żucia. - uśmiechnąłem się do kasjerki, kładąc kartę kredytową na ladzie.
- Już się robi. - odwzajemniła uśmiech i zarzuciła swoimi blond włosami. Może i byłem nudziarzem, ale dziewczyny mnie uwielbiały.
Oparłem się o ladę i spojrzałem na zegarek. 7: 18. Ciekawe co robią teraz moi rodzice.. Pewno biegają po domu szukając jakiegoś śladu. Dzwonią po moich byłych znajomych, czy czasem nie wiedzą o co chodzi. Mama traci zmysły, a tata zachowuje spokój.
- Twoje zamówienie. - rozbrzmiał czyiś głos. Otrząsnąłem się i spojrzałem z uśmiechem na kasjerkę.
- Dziękuje. - przytaknąłem. Odruchowo poprawiłem włosy i wyszedłem z baru. Samochód stał, więc nikt do nie ukradł. Zrobiłem krok ku samochodowi, lecz zatrzymałem się, słysząc czyiś płacz. Przygryzłem wargę, odwróciłem się odruchowo. Dziewczyna z budki telefonicznej siedziała na krawężniku, twarz schowała w dłoniach. Nerwowo tupała nogą. Co jest? Podniosła głowę, z pewnością poczuła, że się na nią patrzę. Ku mojemu zdziwieniu uśmiechnęła się i wytarła łzy. Zmierzyła mnie od góry do dołu.
- Co się gapisz? - jej uśmiech był wtedy sztuczny, bo zrobiła kamienną twarz.
- Trudno nie usłyszeć twojego płaczu. - zadrwiłem.
- Nie twój interes! - wstała.
- Spokojnie, przecież nic ci nie zrobiłem. - uniosłem brew do góry. Dziewczyna włożyła ręce do tylnych kieszeni spodni. Rozejrzała się dookoła, po czym swój wzrok znów przeniosła na mnie. Zmierzyłem ją, odwróciłem się na pięcie i zrobiłem krok ku samochodowi.
- Nie, poczekaj! - złapała mnie za ramię. Odwróciłem się do niej. Była drobna, ledwo sięgała mi szyi. Spojrzała w dół i przygryzła wargę. Znów zerknęła na mnie. - Przepraszam.. Po prostu jestem zdenerwowana.. - położyła rękę na potylicę i wkładając palce we włosy.
- Nie ma sprawy. - spojrzałem na nią.
- Jedziesz w kierunku Los Angeles? - zapytała. No nie, proszę. Tylko nie to.
- Tak.
- A czy byłby to problem, gdybyś mnie tam podrzucił? Proszę. - jej głos był zachrypnięty. Miałem wrażenie, że zjada mnie tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami. Jej oczy były czerwone, lecz mogłem dostrzec w nich małe iskierki. Obiecałem sobie, że nikogo nie będę brał do samochodu. Mam złamać obietnicę, bo jakaś dziewczyna poprosiła mnie o podwózkę? Co jeśli wpakuję mnie w jakieś kłopoty? Za bardzo dramatyzuję.. Napiłem się coli, głową wskazałem by wsiadała.
- Wsiadaj. - spojrzałem. Na twarzy dziewczyny pojawił się dość promienny uśmiech. Pobiegła po bagaż i udała się ku samochodowi. Otworzyłem go, wziąłem jej bagaż i wsadziłem do bagażniku. Wyjąłem z niego butelkę mineralki i podarowałem dziewczynie.
- Trzymaj, na pewno chcę ci się pić. - podałem jej. Dziewczyna tylko przytaknęła i wzięła butelkę. Odkręciła ją i patrząc się na mnie, upiła połowę. Łoo, tej dziewczynie naprawdę chciało się pić. Uśmiechnąłem się i usiadłem na miejscu kierowcy. Dziewczyna usiadła koło mnie i natychmiast zapięła pas. 1 zasada, zachować bezpieczeństwo. Włożyłem kluczyki do stacyjki i ponownie uśmiechnąłem się na dźwięk silnika. Dziewczyna otworzyła okno. Rękę przełożyła przez ramę i położyła na dachu samochodu. Uśmiechnęła się do mnie, a ja ruszyłem.
Ciekawe, co mi ta dziewczyna przyniesie.....
____________________________
Witam Was w sobotnie popołudnie! Od razu chciałam podziękować za 6 komentarzy i ponad 100 wyświetleń! JESTEŚCIE NIESAMOWICI! :)
Rozdział 1 gotowy, mam nadzieję, że dzięki niemu, zaciekawicie się jeszcze bardziej.
Co mu ta dziewczyna przyniesie złego/ dobrego? Kim jest? Jak ma na imię? Tego dowiecie się w rozdziale 2.
Jeżeli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach, napiszcie mi to w komentarzu.
PS. Chcę podziękować @rockmafiaz, @fonduegomez i @rhythmofny za pomoc w rozsławieniu bloga:)
@biebsgangsta
piątek, 18 stycznia 2013
PROLOG
Pewnego dnia, gdy słońce dopiero będzie wschodzić po długotrwałej ulewie, a na ulicach będzie tylko widać niektórych ludzi, którzy wracają z imprez, zniknę na pełną luzu wycieczkę, zupełnie zapominając o jutrze..
Zabiorę tylko najpotrzebniejsze rzeczy, dokładnie sprawdzę wszystkie moje oszczędności, zatankuje bak samochodu do pełna i ruszę świat, olewając każdą napotkaną mi rzecz po drodze. Dlaczego to robię? Moje życie jest monotonne, bez żadnych ciekawych doświadczeń i dlatego czas to zmienić. Jestem przygotowany na każdą niemiłą niespodziankę, a czasu spokojnie starczy mi na wszystkie moje zachcianki...
POSTACIE:
Zabiorę tylko najpotrzebniejsze rzeczy, dokładnie sprawdzę wszystkie moje oszczędności, zatankuje bak samochodu do pełna i ruszę świat, olewając każdą napotkaną mi rzecz po drodze. Dlaczego to robię? Moje życie jest monotonne, bez żadnych ciekawych doświadczeń i dlatego czas to zmienić. Jestem przygotowany na każdą niemiłą niespodziankę, a czasu spokojnie starczy mi na wszystkie moje zachcianki...
POSTACIE:
JUSTIN BIEBER (19 l.)
Witam serdecznie na blogu! ;)
Jestem Agata ( @biebsgangsta ) , niektórzy pewno kojarzą mnie z tego opowiadania: http://theeunforgivenn.blogspot.com/ lecz oznajmiam, że zamykam tamtego bloga.
Wiem, że głupio jest zaczynać nowe opowiadanie, skoro nie skończyło się jeszcze starego, ale nie mogłam się powstrzymać.
Historia na blogu jest zainspirowana tą piosenką/teledyskiem: http://www.youtube.com/watch?v=fAyM-btZvk0 i jestem w pełni gotowa opisać ją. Oczywiście, pozmieniam fakty. Mam nadzieję, że wzbudzę Wasze zainteresowanie;)
Jeżeli chcecie być informowani o rozdziałach, napiszcie w komentarzu swój nick z Twittera.
BLOG UWAŻAM ZA OTWARTY.
Subskrybuj:
Posty (Atom)